Nowy numer 13/2024 Archiwum

Osiołek Matki Bożej

Wyruszył w pieszą pielgrzymkę z Kazania do Berlina. Dziś na jego trasie znalazł się Elbląg.

Choć Wojtek ma przed sobą jeszcze sporo kilometrów po raz kolejny postanawia zboczyć z trasy i wstąpić do redakcji "Gościa Elbląskiego" i opowiedzieć jak wygląda jego pielgrzymowanie w praktyce. Pierwsze pytanie, które naturalnie się nasuwa to kwestia noclegu, których na przestrzeni 3000 kilometrów i trzech miesięcy nie da się zaplanować.

- Każdy z nas ma ze sobą plecak, w którym niesiemy ze sobą namiot, ale oczywiście staramy się go jak najrzadziej używać - odpowiada. Wyjaśnia, że po nocy namiot zawsze jest mokry, nawet jeśli nie pada, a niesienie dodatkowych kilogramów to nic przyjemnego. - A takim wypadku np. często szukamy jakiegoś pustostanu i tam rozbijamy namiot. Dach zawsze lepiej uchroni przed deszczem - dodaje.

Bardzo często korzystają z gościnności miejscowych czy księży, tak jak np. w Elblągu. - Pod Oleckiem również spotkałem miejscowego. Szliśmy razem, rozmawiając przez kilka kilometrów, potem zaś zaprosił mnie na nocleg w swoim gospodarstwie agroturystycznym - opowiada. Mówi, że Pan Bóg stawia mnóstwo wspaniałych ludzi na jego drodze, co czyni pielgrzymowanie łatwiejszym.

Wojtek stara się utrzymywać też pewien rytm wędrowania. - Nie liczę wprawdzie ile muszę przejść każdego dnia, ale mamy takie powiedzenie: "tysiąc w miesiąc", wtedy to jest dobre tempo, ok. 36 kilometrów dziennie. Czasem przejdzie się jednak 50, a innego dnia nogi odmawiają posłuszeństwa i przejdzie się ledwo 25 kilometrów - wylicza.

- Ale nie ważne jest gdzie się nocuje, i ile kilometrów przejdzie się jednego dnia. Ważne jest tylko, aby osiołek doniósł Matkę Bożą do Berlina - Wojtek uśmiecha się tajemniczo. - Bo właśnie ta pielgrzymka dała mi olbrzymią świadomość, że jestem takim osiołkiem, na którym Matka Boża ma do tej stolicy Niemiec dojechać - dodaje.

Wojciech Jakowiec o sobie Osiołek Matki Bożej   Wojtek w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej i Jana Pawła II w Elblągu-Stagniewie Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

Nazywam się Wojtek Jakowiec. Co przede mną, wiecie, a co za mną…? Tak, to dobre pytanie. 

4 maja 2007 r. wyszedłem z więzienia na wolność po 9 latach i trzech miesiącach odsiadki. Prosto spod bramy Zakładu Karnego w Nowogardzie poszedłem w swoją pierwszą samotną pielgrzymkę do Lichenia.

Dwa lata później, w drugą rocznicę wyjścia na wolność, poszedłem z parafii p.w. Matki Boskiej Ostrobramskiej w Szczecinie, parafii mojego dzieciństwa, Pierwszej Komunii Świętej i chrztu do polskiej Ostrej Bramy, czyli do sanktuarium w Skarżysku-Kamiennej.

Rok później pielgrzymowałem już do tej historycznej Ostrej Bramy w Wilnie, także z parafii MBO przy ul. Słowiczej w Szczecinie.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy