Ciepły posiłek, ciepłe słowo

łs

publikacja 21.01.2016 14:12

Posługa w jadłodajni to nie tylko wydawanie posiłków czy dbanie o porządki. - Często jesteśmy tu także jako "terapeuci" - tłumaczy pan Tomasz.

Ciepły posiłek, ciepłe słowo 26.10.2012 Warszawa Jadlodajnia Miodowa Kapucyni wolontariusze Fot. Jakub Szymczuk

Codziennie wydają posiłki co najmniej setce ludzi. - Zapisanych na liście mamy 90 osób - mówi Tomasz Szwajkowski, kierownik jadłodajni Caritas przy ul. Zamkowej w Elblągu. - Ale zazwyczaj przychodzi ok. 120 i nikt nie odchodzi głodny.

- A że zima jest w tym roku dość sroga, to ta liczba jeszcze wzrasta - mówi drugi z wolontariuszy jadłodajni Bogdan Mikulski. - Do tego należy doliczyć także "piechurów", czyli osoby z innych miast, które też zaglądają w nasze progi w poszukiwaniu ciepłego posiłku. To oznacza, że wydajemy codziennie około 150 ciepłych porcji.

- Nasz dzień zaczynamy o ósmej rano od uprzątnięcia po wczorajszym. Mycie stołów, podłóg, sprzątanie łazienki. Wszystko musi być czyściutkie jak w domu - mówi pan Tomasz. Niektórzy dziwią się, że panowie posługujący przy jadłodajni z taką pieczołowitością dbają o czystość. - Bo niby, że jak u nas stołują się najbiedniejsi i bezdomni to ma już być brud? - pyta retorycznie pan Bogdan.

Tuż po zakończeniu sprzątania do jadłodajni przywożone są obiady, które wolontariusze muszą przygotować do wydania.

- Posiłki wydajemy od godziny 11.30 do 13.30 - wyjaśnia pan Bogdan, "kucharz". W pierwszej kolejności jedzenie otrzymują wszyscy zarejestrowani przy stołówce Caritas, potem - pozostali. - Są też np. osoby, które przychodzą o 13.15 z pojemnikami na obiady. Wówczas staram się rozdysponować im to wszystko, co zostało - mówi pan Tomasz.

Do zadań wolontariuszy jadłodajni należy również dopilnowanie porządku na stołówce. - Przede wszystkim musi panować dyscyplina - przyznaje pan Tomasz. Mówi, że ma kilka sposobów na wyegzekwowanie pożądanego zachowania. - Tu nawet nie chodzi o podniesienie głosu czy krzyk, ale o reakcję w odpowiedniej porze tak, aby zdążyć uniknąć incydentu.

W jadłodajni zdarzają się bowiem różne sytuacje. Czasem ktoś przychodzi np. pod wpływem alkoholu. Załoga jadłodajni ma wówczas prawo odmówić wydania posiłku takiej osobie.

- Ale ja mam miękkie serce - uśmiecha się Tomasz. - Daję wtedy takiemu komuś posiłek na wynos i mówię, żeby szedł zjeść tam, gdzie pił.

To jest tzw. "żółta kartka". - Na odchodne mówię mu, że jeśli jeszcze raz stawi się w takim stanie, wtedy zgłaszam do MOPS-u, że stać go na alkohol, więc nie przysługują mu darmowe posiłki. I to skutkuje - Tomasz mówi, że trzeba w takich sprawach postępować twardo. - Trochę boją się kierownika stołówki, ale przynajmniej wtedy przestrzegają zasad - uśmiecha się.

Posługa w jadłodajni to jednak nie tylko wydawanie posiłków czy dbanie o porządki. - Często jesteśmy tu także jako "terapeuci" - mówi pan Tomasz i tłumaczy, że wiele osób przychodzi nie tylko zjeść czy się ogrzać, ale również porozmawiać. - Możemy im wtedy dać różne rady, podpowiedzieć co mogą zrobić, albo czasem po prostu pocieszyć.

Bo ludzie mają różne problemy.  - My staramy się im wyjaśniać, że nigdy nie jest za późno, żeby wstąpić na właściwą drogę - mówi pan Bogdan. - Najważniejsze jest jednak, by nie oglądali się za siebie, nie patrzeć na siebie przez to co złego w życiu zdarzyło mi się robić. Trzeba umieć się z tego podnieść i iść do przodu - mówi.

Panowie Bogdan i Tomasz są bardzo zadowoleni, że mogą dziś w ten sposób pomagać innym. Kiedyś sami byli częstymi gośćmi jadłodajni. - Chcemy się w ten sposób odwdzięczyć ks. Wojciechowi Borowskiemu, dyrektorowi elbląskiej Caritas, który po prostu dał nam drugą szansę.

Kapłan wyciągnął pomocną dłoń do Bogdana dziewięć lat temu, a do Tomasza - siedem. - Kiedy my potrzebowaliśmy pomocy, Pan Bóg nam ją zesłał przez innych ludzi, dziś my możemy w jakiś sposób się odwdzięczyć - mówią zgodnie.