Uratowani

Agata Bruchwald

To nie politycy mają ostatnie słowo. Każdą powściągliwość związaną ze zmianą obowiązującej ustawy można ograć.

Uratowani

Tegoroczny Narodowy Dzień Życia różni się od wcześniejszych. Nie, nie dlatego, że przypada w pierwszym dniu Triuduum Paschalnego. Myślę tu o wciąż unoszącym się echu informacji, jaka wydostała się ze Szpitala św. Rodziny w Warszawie. 24-tygodniowe dziecko, które przeżyło aborcję - jak poinformowali świadkowie zdarzenia - zostało pozostawione bez pomocy i umierało w cierpieniach.

Dziecku - piszę bezosobowo, bo trudno znaleźć informację czy była to dziewczynka, czy chłopczyk - nikt nie udzielił pomocy, ani nie zaopiekował się.

Po kilkunastu dniach, jakie minęły od czasu tego tragicznego wydarzenia, mogłoby się wydawać, że jako społeczeństwo jesteśmy na straconej pozycji. Ta śmierć - wbrew oczekiwaniom wielu - nie stała się impulsem dla polityków, by jak najszybciej wprowadzić ustawę zapewniającą każdemu dziecku prawo do życia od poczęcia.

Na szczęście politycy nie zawsze muszą mieć decydujący głos. Ich powściągliwość możemy ograć i sami zatrzymać zabijanie dzieci nienarodzonych. Wystarczy podjąć duchową adopcję dziecka, którego życie jest zagrożone.

W lipcu urodzi się 21 dzieci, którym groziła śmierć. Dlaczego w lipcu? I dlaczego 21? Ponieważ w październiku ubiegłego roku 21 dziewcząt z liceum w Morągu podjęło duchową adopcję.

By rozpocząć dziewięciomiesięczną modlitwę wystarczyła im jedna lekcja religii, której tematem była obrona życia. Narzekamy, że politycy nic nie robią, by zatrzymać aborcję. Dlaczego nie bulwersuje nas to, że na fali bólu spowodowanego śmiercią tego niewinnego dziecka ludzie masowo nie zaczęli podejmować duchowej adopcji?

Przecież modlitwą zdziałać możemy więcej, niż jakąkolwiek ustawą.