Matka Boska aresztowana w szczerym polu

łs

publikacja 19.06.2016 13:00

Liksajny to mała wioska w parafii Miłomłyn, tuż przy drodze krajowej nr 7. To tu 50 lat temu doszło do jednego z najsłynniejszych aresztowań epoki PRL. 20 czerwca 1966 roku oddział Milicji Obywatelskiej zatrzymał konwój wiozący Obraz Matki Bożej Częstochowskiej i przemocą odebrał go z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Matka Boska aresztowana w szczerym polu Liksajny, kaplica upamiętniająca wydarzenia z 20.06.1966 roku i zatrzymanie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej arch. parafia w Miłomłynie

Dziś w Liksajnach odbywają się uroczystości upamiętniający tamte wydarzenia, którym przewodniczy biskup elbląski Jacek Jezierski. Choć przez wiele lat nie wolno było rozmawiać o tym co się stało, wspomnienia są wciąż żywe.

- Wiele osób pamięta ten dzień dokładnie - wspomina ks. Marian Żbikowski, obecny proboszcz parafii w Miłomłynie. - Nawet ja, choć byłem wtedy małym brzdącem, doskonale pamiętam, że siedziałem tego poranka w rowie i czekałem na przejazd obrazu. Ale on nie przyjechał - dodaje.

Władze komunistyczne zadecydowały, że to właśnie ta niewielka miejscowość na Mazurach, będzie idealnym miejscem do zatrzymania trwającej od 29 sierpnia 1957 roku ogólnopolskiej peregrynacji cudownego wizerunku z Jasnej Góry.

- O wyborze miejsca zdecydowały najprawdopodobniej dwa czynniki - opowiada Franciszek Brzozowski, badacz historii Miłomłyna. - Niewielka gęstość zaludnienia tej okolicy oraz brak przesłanek o dużej religijności lokalnych mieszkańców - opowiada. Jak mówi, władze były przekonane, że wiara tutejszej ludności jest "letnia", wobec czego zatrzymanie nie wywoła wielkich protestów.

Mimo wszystko komuniści jeszcze przed aresztowaniem obrazu, zastosowali wiele środków zapobiegawczych, które miały odciągnąć ludzi od miejsca planowanej akcji.

- Trasa przejazdu obrazu była przecież do końca nie wiadoma, a ostateczna droga była wielokrotnie zmieniana - opowiada ks. proboszcz.

- Do sąsiadującej z Liksajnami wsi Dziśnity na kilka godzin przed planowanym przejazdem przyjechało kilkunastu żołnierzy, którzy wstrzymali ruch pojazdów i pieszych, bo rzekomo wydobywał się ze studni groźny dla ludzi gaz - Franciszek Brzozowski relacjonuje opowieść naocznego świadka tamtych wydarzeń, dziś już nieżyjącego Konstantego Czosnowskiego.

Te zabiegi jednak nie przyniosły zamierzonego skutku. Choć jak wspomniał w swoich zapiskach Prymas Tysiąclecia, kolumnę zatrzymano w "szczerym polu", już po niedługim czasie zaczęli się wokół niej gromadzić mieszkańcy okolicznych miejscowości.

"Doszła wiadomość do mieszkańców wsi, że Matka Boska w Obrazie Jasnogórskim została aresztowana na drodze obok domu dróżnika, na przeciwko zabudowań Szulańczyków. W krótkim okresie czasu przy tym zdarzeniu zebrało się bardzo dużo ludzi. Ks. Kardynał Wyszyński poprosił dziewczyny, aby powiadomić Kółko Różańcowe z Liksajn, by przybyły na te miejsce oraz przyniosły coś do picia" - czytamy zapiski pana Konstantego.

Wśród tych, którzy przybyli na miejsce była m.in. Halina Wielgus. - W okresie przejazdu obrazu Matki Boskiej przez Liksajny miałam 18 lat i byłam w ósmym miesiącu ciąży - wspomina.

Jak dodaje, chciała podejść do ks. Kardynała Wyszyńskiego, aby przywitać obraz i prosić Matkę Bożą o szczęśliwe rozwiązanie oraz uzyskać błogosławieństwo od kardynała.

- Starsze kobiety mówią do mnie: „Ty jesteś w  takim stanie, że milicja tobie zezwoli na przybliżenie do kardynała”. Lecz milicjant nie pozwolił mi podejść, brutalnie odepchnął i powiedział: „jeżeli chcesz mieć zdrowe dziecko, to odejdź” - opowiada.

Wielu mieszkańców chciało się znaleźć jak najbliżej obrazu i Prymasa Tysiąclecia. "Gdy podszedłem bliżej do kolumny samochodów dwóch milicjantów, którzy stali na drodze i blokowali przejścia do samochodów, gdzie siedział ks. Kardynał Wyszyński zagrodziło nam drogę. Ja zapytałem jednego z nich „Czy wierzysz w Boga?”. On odpowiedział, że tak, więc poprosiłem go o umożliwienie przejścia do samochodu z obrazem Matki Boskiej" - to kolejne wspomnienia pana Konstantego.

Niestety jak wspominają mieszkańcy milicjanci nieustannie odpowiadali, że mają obowiązek nie dopuszczać ludzi do samochodu, a w razie nieposłuszeństwa mają użyć siły. Pan Konstanty znalazł jednak sposób. "Jak milicjant pokazał na pałkę przy boku, ja pokazałem na stojące obok kołki służące w czasie zimy do budowy zapór śnieżnych. Widocznie zrozumiał i odstąpił nam drogę."

Wtedy opór funkcjonariuszy zelżał. - Podeszłam od samochodu i rozpłakałam się. Pomyślałam: „Boże dopomóż, aby ten poród odbył się szczęśliwie” - mówi H. Wielgus. Jej modlitwa została wysłuchana. Kilka tygodni później urodziła zdrową córkę.

Także wiele innych osób dochodziło do "żuka", w którym przewożono obraz. - Najczęściej na kolanach, śpiewając przy tym pieśni religijne, maryjne - relacjonuje Franciszek Brzozowski. Mieszkańcy opowiadają, że ks. kardynał Wyszyński otworzył drzwi samochodu i błogosławił tłumy ludzi.

"Ja zauważyłem też na skarpie za rowem stała pani z aparatem fotograficznym i robiła zdjęcia z przebiegu tych zdarzeń. W pewnym momencie podszedł do niej milicjant wyrwał aparat. Pani ta łamaną polszczyzną prosiła, aby nie niszczył jej aparatu, gdyż jest to dla niej bardzo ważna pamiątka. Milicjant jednak wyjął z aparatu klisze i naświetlił ją. Stąd też brakowało dowodu zachowania milicji i ludzi z tego zdarzenia" - wspomina K. Czosnowski.

W pamięci mieszkańców wciąż również jest żywa inna historia. - W pewnym momencie zrobiło się jak na prawdziwym poligonie. Ze wszystkich stron nadjeżdżało coraz więcej oddziałów milicyjnych - opowiada ks. proboszcz. Na sam koniec nad Liksjany od strony Ostródy nadleciał śmigłowiec. Hałas, który wywołała maszyna spłoszył z pobliskiego pola jałówkę. Zwierze wybiegło na ulicę i uderzyło w jadącego na motorze milicjanta.

"Jałówka zginęła na miejscu, a funkcjonariusz został mocno poturbowany. Choć ludzie pospieszyli mu z pomocą, trudno im było go żałować. Wielu mówiło, że to kara Boska" - czytamy w dalszym ciągu wspomnień pana Konstantego.

Przelot helikoptera miał rozproszyć tłum i był sygnałem, by milicjanci zabrali obraz. - Od strony Pasłęka nadjechały kolumny zmotoryzowane MO na motocyklach, mercedesach, syrenkach i radiowozach - relacjonuje Brzozowski. - Ustawiono szyk bojowy. Księża otoczyli wóz z obrazem. Około godziny trwały rozmowy, ale okazały się bezskuteczne - dodaje.

- Milicjanci zażądali próby wozu. Niemal siłą wdarli się do środka. Zgodzono się, że próbę przeprowadzi ks. J. Baszkiewicz - opowiada. Po pewnym czasie kapłan zatrzymał samochód i oświadczył, że dalej nie pojedzie. Wobec czego samochód przejmują milicjanci. W wozie zostaje jeszcze trzech kapłanów. W taki sposób dochodzi do "porwania" samochodu i aresztowania obrazu - opowiada.

- Ludzie modlili się, płakali, odmawiali różaniec i śpiewali pieśni do Matki Boskiej. Po odjechaniu kolumny pojazdów, powoli rozeszliśmy się do domów - opowiada pani Halina.

Ksiądz Prymas czasowo zawiesza peregrynację obrazu. Jednak od 4 września 1966 r. Matka Boża nawiedza polskie diecezje w symbolu pustych ram, ewangeliarza i świecy. - To sprawia, że jeszcze więcej ludzi przychodzi na nabożeństwa, jeszcze więcej ludzi pogłębia swoją wiarę. Aresztując obraz, komuniści osiągnęli skutek odwrotny do zamierzonego - komentuje ks. Żbikowski.

Przez całe lata, aż do 1989 roku nad aresztowaniem obrazu panowało milczenie. Nawet po przemianach ustrojowych nie zdecydowano się na upamiętnienie tamtych wydarzeń.

Dopiero 20 czerwca 2011 roku, przy drodze nr 7 postawiono kapliczkę, która przypomina o tym najsłynniejszym aresztowaniu epoki PRL.