Tu nie ma przypadkowych ludzi

Łukasz Sianożęcki

publikacja 08.09.2016 15:00

Na niemieckich przewodnikach, jako podtytuł, autorzy często dopisują: "Droga jest celem". Ale to nieprawda. To nie droga jest celem, ale ja sam. A jeśli odnajdę siebie, to znajdę i Jego.

Tu nie ma przypadkowych ludzi Ks. Andrzej Preuss, Via Francigena ks. Grzegorz Puchalski

Warmińsko-mazurscy pielgrzymi przemierzający Italię w drodze do grobu św. Piotra, czyli księża Grzegorz Puchalski i Andrzej Preuss, weszli w trzeci tydzień wędrowania. Rozpoczął się on wędrówką z Pietrasanta do Lukki (32,4 km). - Lucca to piękne średniowieczne miasto, otoczone potężnym murem. Wąskie kamienne uliczki przenoszą w tamte czasy. Mieliśmy jeszcze siły, żeby choć trochę poznać miasto - opowiada ks. Andrzej.

- Po drodze poznaliśmy Sabinę i Mathiasa - małżeństwo z okolic Fryburga w Niemczech, bardzo sympatycznych ludzi, z którymi, jak się później okazało, mieszkamy w jednym schronisku - dodaje ks. Grzegorz. - Bardzo sympatyczni i - jak przystało na naszych zachodnich sąsiadów - bardzo gadatliwi - uśmiecha się ks. Andrzej.

- Zwiedzanie miasta odbyło się w ekspresowym tempie. Stare miasto cudnie zachowane, z pięknymi kościołami z XII i XIII w. - mówi ks. Grzegorz. Lucca to miasto Giaccoma Pucciniego i św. Gemmy Galgani, mistyczki i stygmatyczki z przełomu XIX i XX w. - Tu warto byłoby zatrzymać się na kilka dni, ale że jesteśmy pielgrzymami, więc ruszamy dalej w drogę, ciesząc się, że są takie piękne miejsca na świecie.

Dzień 21. był dość długi, ale na szczęści stosunkowo płaski. - Aby zmniejszyć długość górskich etapów, które czekają nas w najbliższych dniach, chcieliśmy przejść 35 km, ale zmotywowani przez Roberta, przeszliśmy ostatecznie prawie 43 km - opowiada ks. Grzegorz. - Czujemy to dobrze w nogach. Wdrapaliśmy się do miejscowości San Miniato Alto i dotarliśmy do schroniska zrobionego w domu człowieka, który sam przeszedł Camino Francés i zapragnął przyjmować u siebie pielgrzymów.

Pomocą w obsłudze albergue służą mu wolontariusze ze Stowarzyszenia Przyjaciół Camino. Tego wieczoru spotkało się w niej 10 pielgrzymów z różnych krajów. - Jemy wspólną kolację... Bywa, że rozmawiamy z innymi pielgrzymami. Na takich drogach, jak ta, trudno rozmawiać o pogodzie - mówi ks. Andrzej. Temat ten nie był wcale poruszany, choć po raz pierwszy od wielu dni spadł deszcz.

- Nie spotkałem tu jeszcze ludzi, którzy idą dla sportu, rekreacji, wycieczki... Tu raczej nie ma przypadkowych osób. Są tacy, którzy stoją przed trudnymi decyzjami i tu szukają mądrości i odwagi. Inni rozliczają się z przeszłością. Odcinają toksyczne ogony i walczą o wolność. A są i tacy, którzy walczą o męskie serce i tutaj łamią swoje słabości. Tu każdy czegoś szuka i - wierzę - każdy znajduje. Jeśli nie dziś, to niebawem. Bóg daje. To Jego natura. Ale łaska kosztuje. Tylko plewy są za darmo. Za dobre ziarno trzeba dobrze zapłacić. Ale warto.

Dnia 22. Via Francigena wiodła drogami po wzgórzach, z których można w pełni podziwiać piękno toskańskiej ziemi. Było wietrznie i pochmurno, a zatem nieco lżej dla pielgrzymów. - I wszystko byłoby pięknie, gdyby moje stopy nie podjęły strajku - oczywiście, włoskiego, czyli bez nadgodzin i zgodnie z zasadami BHP - ks. Grzegorz swój ból stara się obrócić w żart. Jak mówi, od paru dni odciski i pęcherze zaczęły się pojawiać "jak grzyby po deszczu". - Ale na szczęście kilka najbliższych etapów jest nieco krótszych, więc jakoś dojdę z nimi do porozumienia.

Pielgrzymi wspierają się nawzajem. - Zostało już przecież mniej niż 300 km - ks. Andrzej mówi, że to prawie tyle, co nic. -  Nie wiem, czy jest sens zakładać buty - śmieje się.

Nocleg po przejściu 24 km wypadł w miejscowości Gambassi Terme, w Ostello Sigerico, mieszczącym się w budynkach parafialnych przy XI-wiecznym kościele NMP Wniebowziętej. - W tej bez mała tysiącletniej świątyni mieliśmy możliwość odprawienia Mszy św. z udziałem Giseli z Niemiec, która idzie do Rzymu z Taizé (!) oraz dwójki Holendrów - opowiada ks. Puchalski. - Generalnie spotykamy tu wielu "długodystansowców" - pielgrzymów, którzy idą po 1000 i więcej kilometrów. To nie są "amatorzy", ale ludzie, którzy już przeżyli coś na pielgrzymce, mają sporo doświadczenia pielgrzymiego i niejednokrotnie duchowego, i szukają czegoś więcej.

Ks. Andrzej mówi, że to "ludzie o sercu pielgrzyma". - Choć wielu z nich tak o sobie nie powie. Czuć w nich potężną moc ducha i niesamowity pokój. Na niemieckich przewodnikach, jako podtytuł, często dopisują autorzy: "Der Weg ist das Ziel" (Droga jest celem). Ale to nieprawda. To nie droga jest celem, ale ja sam. A jeśli odnajdę siebie, to znajdę i Jego. Amen.