Wakacje z misją

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 05.04.2017 16:40

Wystarczy odrobina chęci, samozaparcia i cierpliwości. Tylko tyle - i ty też wkrótce będziesz mógł dzielić się Panem Jezusem z ludźmi na drugim końcu świata.

Wakacje z misją Timişoara, Rumunia, lipiec 2016. Wolontariat Misyjny Salwator. Archiwum WMS Elbląg

Przekonują, że docieranie z Ewangelią do ludzi na całym globie to nie wyłączna domena księży, zakonnic czy zakonników. Już od niemal pięciu lat w Elblągu prężnie działa Wolontariat Misyjny Salvator, ogólnopolskie stowarzyszenie osób młodych, które swój wolny czas przeznaczają na wyjazdy misyjne.

Choć jest dopiero kwiecień, wielu z tych, którzy wyjadą w tym roku na misje, już finalizuje swoje przygotowania. Cały proces nie należy do najłatwiejszych, gdyż jest to praca trwająca rok i obejmująca zarówno sprawy techniczne, jak i kwestie duchowe.

- Przygotowując się do wyjazdów, przez cały rok przechodzimy formację duchową - mówi Lidia Szaj, rzecznik prasowy WMS Region Elbląg. - Spotykamy się raz w miesiącu w parafii św. Brata Alberta i jest to czas przeznaczony zarówno na modlitwę, jak i na wspólną herbatę i pogaduchy - dodaje z uśmiechem.

- Na naszych spotkaniach regionalnych poruszamy zazwyczaj jeden przewodni temat na cały rok - wyjaśnia Patrycja Gorgol. W tym roku tematem jest "Osiem błogosławieństw". - Na każdym ze spotkań staramy się zgłębić jedno z nich - dodaje. Oprócz tego do formacji duchowej zaliczają się również stałe katechezy, konferencje oraz Msza Święta.

Ostatecznie wyjazd na misje uzależniony jest od całorocznego przygotowania, opinii psychologa oraz osobistych predyspozycji.

- Placówki misyjne, do których możemy wyjechać, rozrzucone są po całym świecie. Warunkiem wyjazdu na misje do krajów poza Europą, jest jednak odbycie misji na placówce europejskiej - wyjaśnia Lidia.

- W grudniu otrzymujemy e-mail z rozpisanymi krajami i miejscowościami, do których możemy wyjechać, i wtedy należy podjąć decyzję - mówi Katarzyna. Elbląscy wolontariusze od kilku lat wyjeżdżają na misje europejskie. Byli już  m.in. w Rumunii, Gruzji, na Węgrzech i na Ukrainie.

W rumuńskiej miejscowości Timişoara była m.in. Patrycja. Głównym zadaniem WMS-owiczów tam przebywających było zorganizowanie czasu dla dzieci, pomoc w klasztorze prowadzonym przez siostry zakonne czy w jadłodajni dla bezdomnych.

- Wyjeżdżając do Rumunii, trochę się bałam. Okazało się, że to piękny kraj z otwartymi i radosnymi ludźmi, którzy łatwo i chętnie się z nami integrowali - opowiada dziewczyna.

Rumunia była również pierwszą misją Katarzyny. - W pierwszym tygodniu organizowaliśmy półkolonie dla dzieci z wiosek, z biedniejszych rodzin - wspomina. - I choć czasem może się nam wydawać, że jako misjonarze będziemy tam na miejscu działali cuda, to jednak nie o to tutaj chodzi. Działamy oczywiście z całych sił, ofiarujemy swój czas, umiejętności, talenty, pomagamy innym, ale często są to takie proste czynności. Nie chodzimy przecież z krzyżem od miejscowości do miejscowości i nie nawracamy. A przecież i przez te drobne rzeczy możemy zasiać jakieś dobro w kraju, w którym pracujemy. Kiedy ja sobie to uzmysłowiłam, byłam zachwycona całym wyjazdem.

Łukasz Werbowy wspomina wyjazd do Galgahévíz na Węgrzech. - To były półkolonie językowe dla dzieci z małych miejscowości. Chodziło o to, aby pokazać im, że warto uczyć się języków obcych - wyjaśnia wolontariusz.

Jak mówi, była to głównie nauka przez zabawę. - Najwięcej radości było przy poznawaniu części ciała, kiedy można było owinąć kolegę papierem toaletowym i naklejać na niego kartki z wypisanymi słowami.

Wolontariusze zgodnie przyznają, że niemal u każdego pojawia się chęć powrotu do miejsca, w którym się pracowało. Łukaszowi udało się być dwukrotnie w Galgahévíz.

- Mając doświadczenie dwa razy z tego samego miejsca, mogę powiedzieć, że żadna misja nie wygląda identycznie - stwierdza. Poznaje się nowych ludzi, a więc i nowe metody działania, dlatego niemal wszystko jest inne. - Dla mnie np. zaskoczeniem było to, że węgierskie dzieci nie chcą śpiewać, ale za to bardzo lubią tańczyć. Zupełnie inaczej niż w Polsce - uśmiecha się.

Wiele zaskoczeń było również na Ukrainie. Choć salwatoriańska placówka leży zaledwie 60 kilometrów od Lwowa, tamtejsza rzeczywistość znacznie różni się od tej, której polska młodzież doświadcza u nas w kraju.

- W tej miejscowości jest jedna cerkiew prawosławna i jeden kościół katolicki. Ale co ciekawe, mieszka tam tylko jeden katolik... czyli właśnie ksiądz salwatorianin - opowiada Ł. Werbowy. - Ale na Msze ludzie przychodzą. Przyjeżdżają z leżącego w pobliżu miasteczka, często przychodzą również miejscowi prawosławni - Łukasz nie kryje, że go to zaskoczyło.

Nie wszyscy członkowie wolontariatu decydują się na wyjazdy, część z wolontariuszy pomaga w funkcjonowaniu WMS na miejscu w Polsce.

Do naszej elbląskiej wspólnoty należą nie tylko osoby z Elbląga, ale na spotkania przyjeżdżają także osoby z okolicznych miejscowości i Gdańska. Młodzi sami dbają również o fundusze na wyjazdy.

- W ostatnim czasie zorganizowaliśmy sprzedaż ozdób wielkanocnych i co bardzo nas cieszy - nasz kiermasz miał duże powodzenie - wyjaśnia Katarzyna.

WMS wciąż się także rozwija i chętnych do wyjazdu na misje przybywa. - Każdy rodzaj wsparcia jest więc dla nas ważny i jeśli ktoś chciałby nam pomóc, to prosimy o kontakt - mówi Lidia Szaj. Najłatwiej można to uczynić, wysyłając e-mail pod adres: wms.elblag@gmail.com. Młodzi wolontariusze odeślą instrukcję postępowania.

A kto może zaangażować się w WMS? - Każdy - odpowiadają zgodnie wolonatriusze. - Wystarczy odrobina chęci, samozaparcia i cierpliwości. Tylko tyle - i ty też wkrótce będziesz dzielił się Panem Jezusem z ludźmi na drugim końcu świata - zachęca Katarzyna.