Justyna, Krzysiek chodzi!

Agata Bruchwald

|

Gość Elbląski 29/2017

publikacja 20.07.2017 00:00

Świadectwom ze szlaku bardzo często towarzyszy komentarz: tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć.

▲	To, co pielgrzym przeżywa na szlaku, idąc do Matki Bożej, w jego sercu pozostaje na zawsze. ▲ To, co pielgrzym przeżywa na szlaku, idąc do Matki Bożej, w jego sercu pozostaje na zawsze.
Agata Bruchwald /Foto Gość

Świadectwo Agnieszki, pielgrzymującej z grupą Pomezania Kwidzyn

– Na swoją pierwszą pielgrzymkę na Jasną Górę wyruszyłam zaraz po maturze, w 2002 r. Był to okres bardzo symboliczny w moim życiu – wkraczałam na nową, nieznaną ścieżkę. Rozpoczynałam studia, miałam wiele obaw w związku ze swoją przyszłością. Miałam również wewnętrzne pragnienie, by początek tej nowej drogi powierzyć Temu, który jest najlepszym drogowskazem. Przyznam, że trochę się bałam, czy podołam, czy zniosę ciężar drogi. I rzeczywiście, łatwo nie było. Nie zawsze sprzyjające warunki atmosferyczne połączone ze zmęczeniem fizycznym dość mocno sprawiały, że często miałam dosyć tej wędrówki. Jest jednak w pielgrzymowaniu siła, która przewyższa wszelkie te niedogodności. Relacja z Bogiem, której doświadczyłam na szlaku, jest wartością, która uśmierza wszelki ból i zwalcza zniechęcenie. Daje siłę, radość, wewnętrzny spokój i wolność. I trwa. Trwa we mnie do dziś. Zmęczenie i ból dawno odeszły w niepamięć, a świadomość Boga, który jest przy mnie tu i teraz, nadal jest obecna. Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć... Pięć razy wędrowałam na Jasną Górę i z pewnością wyruszę ponownie w tę drogę, która jest najpiękniejszym spotkaniem.

Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.