Dzika przeprawa

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 04.08.2017 12:20

Zasadą tej kolonii jest, że dzieci zwracają się do wychowawców "ciociu", "wujku". Jest tylko jeden wyjątek...

Dzika przeprawa Mikoszewo, 03.08.2017, kolonie Caritas Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

W ośrodku Caritas w Mikoszewie wypoczywa 90 dzieci z różnych części województwa pomorskiego oraz z Warmii i Mazur. Na koloniach przebywają młodzi mieszkańcy Elbląga, Sztumu, Nowego Stawu, Rudzienic, Kwidzyna i Morąga, a także z Gdyni i Rumi. Podobnie duża jak rozbieżność geograficzna jest rozbieżność wiekowa. Najmłodsi koloniści mają 7 lat, najstarsi nawet dwa razy tyle i więcej. Wychowawcy-wolontariusze zastanawiają się jak zorganizować czas tak zróżnicowanej grupie, aby był on owocny, a dzieci się nie nudziły.

- Przede wszystkim nie wolno im dać czasu na to, aby się nudziły - wyjaśnia Marcin Baran, kierownik kolonii. Dzień jest wypełniony więc od samego świtu, (pobudka o 6 rano), różnymi zajęciami. Prawie codziennie grupa wychodzi gdzieś poza ośrodek. - Byliśmy już m.in. na promie, mieliśmy długą wyprawę nad morze, wędrówkę po lesie czy wycieczkę podczas, której zwiedziliśmy Trójmiasto - opowiada pan Marcin.

Także kiedy przebywają na terenie ośrodka nie ma zbyt dużo czasu, podczas którego przychodzą do głowy nie najmądrzejsze pomysły. Dzieci miały już m.in. ćwiczenia przeciwpożarowe, organizowały apel z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego czy też konkurs "Mam talent" oraz dyskotekę połączoną z karaoke. Kiedy odwiedzamy dzieci zajęcia tego dnia organizują im harcerze. Uśmiechnięci od ucha do ucha bracia bliźniacy Jacek i Tomasz Raczyńscy zarażają swoją energią dzieci, tak że pobliskimi domkami co chwila wstrząsają okrzyki radości.

Głośne dźwięki i szalone ruchy nie są dla nikogo zaskoczeniem, jako że hasłem przewodnim tych kolonii jest "Dzika przeprawa przez dżunglę". Jednocześnie wszystkie wspólne zajęcia odbywają się w myśl zasady "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". - W każdym z nas drzemie coś dobrego. Ale niektóre dzieci nie wiedzą jak to okazać, a czasem nie wiedzą czy warto to okazać. A my im pokazujemy tutaj, że warto. I tłumaczymy, że dobro, po pierwsze nie jest głośne, po drugie nie zawsze jest widoczne, i po trzecie często nie jest, jak to się dziś mówi, na topie - wskazuje Anna Grzybowska, która prowadzi warsztaty psychologiczno-pedagogiczne.

- Dla mnie te kolonie są wielką przygodą, gdyż właśnie tak traktuję każde spotkanie z dziećmi i młodzieżą tak właśnie traktuję - zauważa pani Anna - Tu nie tylko ja mogę coś od siebie dać dzieciom, ale także sporo się od nich nauczyć. One uczą nas innego spojrzenia na świat.

Dzieci potrzebują również kontaktu, rozmowy, serdeczności czy bliskości. - I od tego my tu też jesteśmy - zapewnia A. Grzybowska. - One po prostu potrzebują miłości - zauważa Barbara Polakowska, pielęgniarka. - Lgną do każdego, który okaże im zrozumienie i ja się bardzo dobrze w tej roli czuję. Nigdy, nikogo nie wyróżniamy i zawsze odpowiadamy na ich potrzeby. Nawet jeśli zapukają do drzwi przed północą to nie dopuszczamy do tego, aby odeszły z kwitkiem.

Zasadą tej kolonii jest, że dzieci zwracają się do wychowawców "ciociu", "wujku". Jest tylko jeden wyjątek. - Kiedy przyszły do mnie i zapytały, czy możemy się do cioci zwracać - "babciu", od razu się zgodziłam - uśmiecha się pani Basia.

Oczywiście pomimo tej okazywanej troski, dzieciom dokucza czasem tęsknota za domem. - Szczególnie tym najmłodszym - zauważa Adrianna Kadziewicz, wychowawca grupy 7-9 lat. - Ale kiedy tylko zauważę, że któreś cicho popłakuje to też wystarczy mu okazać zainteresowanie, chwila rozmowy i już z powrotem bierze udział normalnie w zajęciach.