Szliśmy do ludzi

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 07.08.2017 19:30

- Woodstokowicze podchodzili do nas i mówili: "Dobrze, że jesteście". Dodawali, że tutaj czują się dobrze, mają z kim pogadać czy nawet mogą spotkać Pana Boga - opowiada Dorota Czarnotta, która wraz z grupą wolontariuszy z Elbląga posługiwała na tegorocznym Przystanku Jezus.

Szliśmy do ludzi Wolontariusze z Elbląga na Przystanku Jezus Anna Kierzynkowska

Z naszego miasta do Kostrzyna wybrało się siedem dziewcząt wraz z o. Przemysławem Ilskim CSsR.

- Naszym głównym zadaniem po pierwsze było dobre przeżycie rekolekcji, od których Przystanek Jezus się zaczął - opowiada Katarzyna Grabowska. - W kolejne dni naszym zadaniem była ewangelizacja. Wychodziliśmy na Pole Woodstocku i głosiliśmy w różny sposób. Zazwyczaj to ludzie sami do nas podchodzili, zaczepiali, chcieli zagadać, czasem to my rozpoczynaliśmy rozmowę.

- Co ciekawe, na tych rekolekcjach, podczas których przygotowywaliśmy się do głoszenia, byli obecni również ludzie, do których mieliśmy być posłani - zauważa Anna Kierzynkowska. Było to możliwe dzięki temu, że namiot Przystanku Jezus znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie pola koncertowego. - Nie chowaliśmy się w kościele czy gdzieś z dala ćwiczyliśmy, co będziemy mówić, ale byliśmy z tymi ludźmi, do których szliśmy.

Dorota dodaje, że włączać się można było w różne zadania i formy ewangelizacji. - Ja ten swój debiut na Przystanku Jezus chciałam przeżyć w pełni, zobaczyć, jak to jest, poznać dokładnie wszystkie szczegóły - mówi. Podkreśla, że można wskazać dwa zadania, które miała każda z grup: utrzymanie porządku oraz adoracja Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Wbrew pozorom największy kłopot był często z wykonaniem tego drugiego zadania. - A to wszystko przez hałas. Byliśmy bardzo blisko Woodstocku i małej sceny. Cały czas głośna muzyka - opowiada. - We mnie była bardzo duża walka, kiedy adorowałam Pana Jezusa, a z woodstockowej sceny rąbanka jakaś. Doceniłam w tym momencie adoracje w ciszy w mojej kaplicy na Robotniczej. Ale myślę, że ten hałas też miał nam coś pokazać, uczył, że pomimo takich burz, hałasów człowiek jest w stanie przetrwać, ale tylko z Chrystusem.

Mimo wszystko przeżycia wolontariuszy rysują się w jasnych barwach. - Ogólne wrażenie... bardzo pozytywne. Jestem zachwycona tym czasem - mówi Kasia. - Po pierwsze, czasem rekolekcji, które trwały od niedzieli do wtorku. Były mocne i dodawały sił do głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie, a także w praktyczny sposób dawały wskazówki jak to robić - opowiada. - Mimo że człowiek jedzie na górnolotnie nazywaną ewangelizację innych, to musi najpierw zacząć od siebie i siebie "zewangelizować" - dodaje Izabela Marciniak.

Dni spędzone na Przystanku Jezus są również czasem poznawania siebie, swoich barier i możliwości. - Jestem człowiekiem, który niestety nabył taką złą manierę osądzania i oceniania ludzi! Na Woodstocku nie ma na to miejsca. Ci ludzie z jednej strony są tacy sami jak my, a drugiej tak bardzo różni - mówi D. Czarnotta.

- Jedni przebrani za tygrysa, inni z ogromnym pampersem na biodrach, inni w samej bieliźnie albo mężczyzna w białej sukni czy chłopak łowiący wędką w kratce kanalizacyjnej... - relacjonuje obrazki zapamiętane z Kostrzyna. Wolontariuszka zaznacza, że normalnie, gdy idzie się ulicą, takie zachowania wywołują szyderczy uśmiech, a nieraz poczucie bycia lepszym od tego człowieka. - Tam, na Przystanku Woodstock, trzeba się tego wyzbyć - tylko wtedy jest się w stanie bez zgorszenia i z radością iść głosić Chrystusa.

Dziewczyny wspominają także moment, gdy spotkały mężczyznę około 10 lat starszego od nich. Rozmowa z nim trwała ponad godzinę. - Był bardzo przyjaźnie nastawiony do nas, opowiadał o swoim życiu, rodzinie, braku wiary, o tym, że kiedyś był w oazie - opowiada Dorota.

- W związku z tym, że pierwszy raz byłam na PJ i oczywiście na Woodstocku, zaczęłam zadawać mu pytania, jak to jest na Woodstocku, co się tam robi cały dzień, jak zachowują się ludzie. Na to on powiedział: "Poczekajcie!". Obok przechodziło dwóch wysokich i dobrze zbudowanych mężczyzn. Jedli lody. Nasz rozmówca powiedział, że nam coś pokaże. Odwrócił się do nich i krzyknął: "Hej, dacie mi loda?". Wtedy pomyślałam: "O, będzie bójka", bo to był taki trochę dwuznaczny tekst. Na co jeden z nich z uśmiechem na twarzy odwrócił się i powiedział: "Proszę" - i wręczył mu loda... Nasz rozmówca podziękował i powiedział, że chciał tylko pokazać nam, że ludzie są tutaj mili dla siebie. Szczerze? Nie spodziewałam się takiej reakcji, bo w dzisiejszym świecie na ulicy niejeden by dostał za to lanie...

- Te wszystkie spotkania i rozmowy były dla mnie bardzo ważne, pokazały, że potrzebujemy siebie nawzajem jako ludzi, i były dla mnie umocnieniem w wierze - podsumowuje Iza.