Pan Bóg dał mu umiłować krzyż

red.

publikacja 22.01.2018 10:00

Wierni z Malborka, a także byli parafianie, żegnają dziś śp. ks. Edwarda Grabarka.

Pan Bóg dał mu umiłować krzyż Ks. Edward spocznie dziś na Cmentarzu Komunalnym w Malborku. Monika Łącka /Foto Gość

Dziś wierni z Malborka, a także byli parafianie żegnają śp. ks. Edwarda Grabarka, kapłana diecezji ełckiej, Kanonika Honorowego Kapituły Kolegiackiej Sejneńskiej. Ksiądz Edward był również emerytowanym proboszczem parafii św. Andrzeja Apostoła w Prawdziskach.

Choć posługiwał w diecezji ełckiej, zawsze był blisko związany z Malborkiem. Urodził się 5 lipca 1946 w tym mieście, także tam 19 czerwca 1971 przyjął święcenia kapłańskie. Zmarł 18 stycznia 2018 w Malborku.

Pracował w takich miejscowościach jak: Reszel; Orneta; Nidzica; Górowo Iławeckie; Iława; Rożyńsk Wielki.

Ks. Edward spocznie dziś na Cmentarzu Komunalnym w Malborku.

Na następnych stronach przeczytaj, jak mieszkańcy Malborka i parafianie wspominają ks. Grabarka.

Brat Krzysztof Łaszuk

Świętej pamięci ks. Kanonik Edward Grabarek jako schorowany emeryt od kilku lat mieszkał na terenie naszej parafii - św. Urszuli Ledóchowskiej w Malborku . Posługiwał w konfesjonale i wspomagał tam gdzie była potrzebna pomoc duszpasterska w innych parafiach. Mawiał, że w kapłaństwie nie ma emerytury, księdzem się jest do końca życia.

Dużo wcześniej przynosiłem komunie dla chorej mamy księdza Edwarda. Była bardzo chora i prosiła mnie „Módl się za Edka”. Mama ks. Edwarda zmarła rok temu.

Kilka miesięcy temu tak się stało, że w czasie nie obecności mojego stałego spowiednika Ksiądz Edward został moim spowiednikiem. Często powtarzał mi, że w „Ranach Jezusa jest uzdrowienie ran naszych” i za pokutę prosił mnie abym odmówił modlitwy do „Pięciu Ran Jezusa. Wciąż powtarzał -módl się za kapłanów, oni najbardziej potrzebują Bożego Miłosierdzia, bo oni zawsze są narażeni na zasadzki i sidła diabelskie, które nieustannie niszczą księży. Niech moc miłosierdzia Bożego niszczy to wszystko co by mogło przyćmić świętość kapłana”. W tym momencie ksiądz Edward zapłakał. Widok tych łez zawsze pomaga mi w ciągłym nawracaniu. To była moja pokuta. Codziennie modlę się za kapłanów. Księża potrzebują dużo modlitwy. "Margaretki” to są piękne kwiaty.

W ostatnich miesiącach ks. Edward bardzo cierpiał. Jego rany co raz bardziej bolały. Często powtarzał, że to cierpienie oddaje Bogu jako zadośćuczynienie za własne grzechy i za cały Kościół. Był zawsze spokojny. Pełen miłości i cierpliwości. W chwili bardzo krytycznej, mówił, że Jezus więcej cierpiał. Bracie, pamiętaj, że jest życie wieczne. Proszę módl się za nas kapłanów - szeptem powtarzał ks. Edward.

Miesiąc temu, w niedzielę wraz z przyjaciółmi uczestniczyliśmy w domu Ks. Edwarda we Mszy św. Mszę zamówiłem w intencji nawrócenia pewnej osoby. Eucharystia, była bardzo wymęczona, zmiażdżona, jakby wymaglowana - trwała 2 godziny. Był z nami Mateusz N. z Gosią, dr. Lechu i pani Iwonka - opiekunka. Nastąpił moment konsekracji. Ksiądz Edward cichym, cierpiący głosem powtarza Słowa Jezusa: „Bierzcie i jedźcie to jest Ciało Moje, które za was będzie wydane”. Hostia w trzęsących się rękach ks. Edwarda uniosła się nad nami. Nastała głęboka cisza. Jezus umierał, kropli Krwi ciekły z Krzyża. Przenikliwy ból - jęk księdza Edwarda jak błyskawica przyszył cisze. Hostia została połamana i rozdana. Czułem się jakbym był na Golgocie. Naprawdę umarł Jezus i zmartwychwstał.

Jest życie wieczne! „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud. O Jezu dzięki Ci, za Twej męki trud”. Księże Edwardzie, proszę módl się za nami grzesznymi, a my za Ciebie też się modlimy.

Mateusz Nadolski

Uśmiechnięty kapłan

Jaki był ksiądz Edward? Mówiąc szczerze nie wiem, bo nie poznałem tego kapłana tak dobrze jak tego pragnąłem. Ale pamiętam nasze pierwsze spotkanie, i moment w który wiedziałem, że będzie to jedna z najważniejszych osób na mojej drodze życia.

Ksiądz Edward był bliskim rodziny ze względu na przyjaźń między Nim a moim wujkiem, śp. księdzem Lutkiem Nadolskim. Od początku zapamiętałem kanonika jako osobę uśmiechniętą, maksymalnie skracającą dystans, ale jednocześnie jako osobę szanującą tradycje kościoła.

Nigdy nie zapomnę, żartów księdza które często wywoływały długotrwały uśmiech na twarzy oraz uczucia uniesienia, oraz podziwu gdy podczas procesji Bożego Ciała obserwowałem kapłana odzianego w piękny purpurowy mucet i złote dystynktorium dumnie połyskujące na piersi.

Z jednej strony patrzyłem wielkiego kapłana wiernego kościołowi. A z drugiej na kapłana wiecznie uśmiechniętego i zadowolonego z życia. Ksiądz Edward był kapłanem najmłodszych, chętnie pomagał chociażby angażując się w otwarcie parku zabaw dla dzieci z SP5 w Malborku.

Był częstym gościem naszego domu, gościem który zawsze niósł uśmiech, śmiech i poczucie bliskości Bożego majestatu.

Kapłan bezdomnych i opuszczonych

W czasie trwania studiów pedagogicznych wielokrotnie odbywałem praktyki w domu dla bezdomnych prowadzonym przez Stowarzyszenie św. Faustyny „FIDES” w Malborku. Ku mojemu zaskoczeniu kapelanem Fidesu został właśnie ksiądz Grabarek.

Praca z bezdomnymi jest niezwykle fascynująca, ale wymaga przy tym olbrzymiej wrażliwości i empatii. Uczuć których nigdy nie brakowało śp. Ks. Edwardowi. Bezdomni sami przychodzili do spowiedzi, często zadawali wiele pytań odnośnie wiary, Boga i miłości, a ks. Grabarek miał zawsze dla nich czas i swoją postawą w obliczu choroby potrafił podnieść na duchu nawet najbardziej strapioną duszę.

Kapłan Eucharystii

Jednak najważniejszym posłaniem kapłana, jest sprawowanie sakramentów. Ksiądz kanonik był delikatnym i miłosiernym spowiednikiem, wnikającym do sedna problemu. Bardzo lubiłem Msze celebrowane przez księdza kanonika, była w nich cisza, czas na refleksje, nie była to msza „przegadana” ale msza skierowana ku Bogu i temu co wydarzyło się na ołtarzu krzyża.

Będzie mi brakowało kontrastu między, uśmiechem a powagą. Między pięknem a skromnością. Bo taki był właśnie śp. ksiądz Grabarek. Wierzę natomiast, że będzie niesamowitą ozdobą nieba. A cechy którymi promieniował zostaną w nas na zawsze.

Lech Marczuk

Prawie każdego dnia uczestniczyłem w modlitwie różańcowej przy łóżku ks. Edwarda. Morfina już nie działała. To było wycie. Ból przyszywał wszystko. 18 stycznia, w czwartek – w dzień kapłański, po godz. 17 wracałem z Gdańska.

O godz 17.30 zajechałem tradycyjnie do księdza Edwarda, odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Gdy powiedzieliśmy Amen, nastąpił ostatni oddech ks. Edwarda. Wyzionął ducha. Zanurzony w Bożym miłosierdziu ks. Edward odszedł do Pana. Ucałowałem kapłańskie dłonie. Był to dla mnie zaszczyt i wyróżnienie. Ta śmierć niech będzie wezwaniem dla nas wszystkich abyśmy codziennie odmawiali Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Tylko to się liczy - „Jezu, ufam Tobie!”.

Ania Kuternowska

Nigdy nie zapomnę tego spotkania z Ks. Edwardem. Szykowaliśmy się na pielgrzymkę do Tolkmicka, tam mieliśmy uczestniczyć w modlitwie różańcowej, w akcji „Różaniec do granic”. Dzwoni znajomy i mówi, że stan zdrowia pogarsza się, potrzeba dużo modlitwy. Pomyślałam, że granicą może być łóżko ks. Edwarda. Zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Tolkmicka. Razem z różańcami w rękach modliliśmy się w pokoju ks. Edwarda. Było to wielkie przeżycie i doświadczenie głębokiej wiary. Wierzę, że Matka Boża Różańcowa otacza ks. Edwarda i wprowadza do bram nieba.

Wiało od ks. Edwarda zwykłością- niezwykłością, czyli świętością….

Dla mnie jest wzorem kapłana, pełnego mądrości życiowej, którą chętnie się dzielił, nienarzekającego na swój krzyż , mającego pogodę ducha, dodającego otuchy innym.

Kiedy słyszę ks. Edward, przypominają mi się jego słowa, które brzmiały mniej więcej tak: "wybrałem sobie na obrazku prymicyjnym słowa - „Panie Boże daj mi umiłować krzyż.” Wtedy przyszło mi zrozumienie tak wielu schorzeń księdza. Od tego czasu, ile razy dowiadywałam się o pogorszeniu stanu zdrowia Księdza ,przychodziły mi na myśl słowa Księdza: „Daj mi umiłować Krzyż”. I Pan Bóg dał Mu umiłować Krzyż.

Dziękuję Ci Panie za ks. Edwarda i proszę za Nim.

Katarzyna Bolek

Jest 23 listopada, po południu. Razem z Mateuszem idziemy złożyć wizytę księdzu Edwardowi. Mamy uczestniczyć we mszy świętej. O 14. 30 zjawiamy się pod blokiem, gdzie mieszka ksiądz Grabarek. Do mieszkania idziemy wraz z doktorem Marczukiem, który już wcześniej uprzedził nas, ze ksiądz choć dzisiaj miewa się dobrze jest w coraz gorszym stanie.

Wchodzimy do mieszkania, witamy się z Panią opiekunką i idziemy do pokoju księdza. Ksiądz siedzi na fotelu, przykryty kocem. Bardzo się zmienił od kiedy widziałam go ostatnio. Wychudł na twarzy, stał się bardziej blady i przemęczony. Witamy się, Mateusz przedstawia mnie, zaczynamy rozmawiać. Na pierwszy rzut oka widać, że ksiądz choruje, a proces chorobowy bardzo szybko postępuje.

Zmęczenie jest szczególnie widoczne kiedy ksiądz Edward ma odprawić msze. W pokoju jest nas sześcioro. Ja, Mateusz, brat Krzysztof, dr Marczuk i pani opiekunka - wszyscy wokół księdza. Mateusz czyta Słowo Boże, ja dostaję do przeczytania Psalm. Z początku nie chcę, jednak ksiądz Grabarek ruchem głowy wskazuje na mnie, nie mam wyjścia - czytam.

Bardzo się stresuję, nienawidzę czytać publicznie. Ale czytam, niepewnie, z wielką trudnością. Pierwszy raz w życiu uczestniczę w takiej Ofierze. Za oknem toczy się życie, robotnicy chodzą po rusztowaniu i nieustannie pracują a my jesteśmy w tym mieszkaniu - na Eucharystii. Kończę Psalm, teraz to ksiądz ma czytać Słowo Boże. Pośpiesznie szuka odpowiedniego czytania, wertuje karty, mówi jakby z pamięci jednak szuka wzrokiem odpowiednich wersów. Na chwilę przerywa, szuka, znów zaczyna mówić, powtarza się.

Brat Krzysztof informuje, że ta cześć czytania już była, podpowiada księdzu co ma teraz powiedzieć. Widzę wielkie zmęczenie na twarzy chorego, wielki wysiłek jaki musi włożyć, aby przytaczać poszczególne wersety. Jego głos jest słaby, niekiedy trudno zrozumieć treść wypowiadanych słów. Kiedy nasza piątka odpowiada na wezwanie kapłana, nasze głosy są donośne, pełne siły, wyraźne - całkowite przeciwieństwo.

Po chwili następuje podniesienie, uprzednio wszyscy klękamy, brat Krzysztof nalewa wina do kielicha, a kapłan przygotowuje komunikanty. Przy podniesieniu ksiądz Edward delikatnie podnosi hostię. Człowiek z zaawansowanym procesem nowotworowym ukazuje nam Chrystusa.

Przystępuje do komunii jak pozostali zebrani. Po komunii ksiądz Grabarek łapie jeden komunikant, a jeden okruch spada mu na ubranie. Ksiądz pośpiesznie go podnosi i przyjmuje do ust. Widać w tym wielką pokorę i wiarę w prawdziwe ciało Chrystusa w tym chlebie.

Na koniec dostajemy od księdza błogosławieństwo i pozdrowienia dla naszych rodzin. Jeszcze chwilę rozmawiamy po błogosławieństwie. Księdzu łatwiej się już rozmawia, choć jest zmęczony, widać, że chce z nami porozmawiać. Proponuje kawę i herbatę, zostajemy jeszcze chwilę. Na pożegnanie całujemy dłoń kapłana i z Mateuszem mamy nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie.