Diecezja. Ta pielgrzymka powstała dla tych, którzy nie mogą wędrować pieszo w czasie wakacji.
Pomysł na pielgrzymkę zrodził się już 10 lat temu – wyjaśnia ks. Marek Witkowski, przewodnik i pomysłodawca I Żuławskiej Pielgrzymki Pieszej do Gietrzwałdu. Ksiądz Marek był przez wiele lat przewodnikiem Elbląskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną Górę. Kiedy został dyrektorem Domu Formacyjnego w Mikoszowie, musiał zrezygnować z sierpniowego wędrowania do tronu Czarnej Madonny.
– Już wtedy pomyślałem, że jest więcej osób takich jak ja, które kochają pielgrzymować, lecz ze względu na obowiązki nie mogą tego czynić latem. Chciałem, aby powstała pielgrzymka, która pozwoli nam wszystkim wypełnić ten brak – dodaje. Dopiero teraz udało się spełnić ten pomysł.
Stare wygi przecierają szlak
Tak właśnie jest m.in. w przypadku Szczepana, porządkowego I ŻPP. – Przez lata pielgrzymowałem z Elbląską Pielgrzymką Pieszą, lecz od pewnego czasu, ze względu na pracę, nie mogłem tego robić – wyjaśnia. – Cieszę się, że jest okazja, żeby nadrobić te stracone pielgrzymki – mówi. Jak dodaje, przez tę przerwę „nazbierało się” trochę intencji. – Niosę więc ze sobą w sercu moich bliskich; dzieci, wnuki oraz wiele innych spraw – wyjaśnia. Szlak przez diecezję elbląską do Matki Boskiej w Gietrzwałdzie przecierają doświadczeni pielgrzymi. Wystarczy wspomnieć, że sam ksiądz przewodnik uczestniczył w sumie w 20 pielgrzymkach na Jasną Górę. Ale rekordzistą w grupie jest Ireneusz, który pieszo pielgrzymował już 21 razy. Nie gorzej prezentują się też inni pielgrzymi. Ale są wśród nich również debiutantki. To licealistki Ala i Patrycja, które zdecydowały się wybrać w pielgrzymią drogę, aby, jak mówią, lepiej przygotować się do przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży. – Jedziemy do Krakowa na sto procent. Jeszcze nie wiemy jak, ale na pewno tam będziemy – mówi Patrycja. – Pomyślałyśmy, że taka pielgrzymka będzie idealnym duchowym wejściem w te dni – dodaje Ala. Dziewczyny nie przejmują się, że już na początku roku szkolnego ucieknie im kilka dni nauki. – Bez problemu to nadrobimy – mówią z uśmiechem.
Milowa pielgrzymka
Pionierzy żuławskiej trasy do Gietrzwałdu nie obawiają się kiepskiej aury i niskich temperatur, które utrzymują się od kilku dni. – Ksiądz przewodnik obiecał dobrą pogodę, więc jesteśmy spokojne – mówią z kolei Grażyna i Anna. – Ale chyba musimy jeszcze popracować nad wiarą w naszego kapłana, bo, jak widzimy, wszyscy mają w plecakach płaszcze przeciwdeszczowe – śmieją się. Choć pielgrzymka przemierza tę trasę po raz pierwszy, wszystko jest przygotowane perfekcyjnie. Pielgrzymi mają na każdym etapie przydzielone odpowiednie role: są wśród nich porządkowi, odpowiedzialni za niesienie krzyża czy tuby. Trasa jest dokładnie rozplanowana. Na każdy postój prowadzą wytyczne z precyzyjnymi wskazówkami. Nad wszystkim czuwa zaplecze logistyczne. Tak drobiazgowe przygotowanie grupy wynika z doświadczenia księdza Marka. – Dlatego wiem, jak ważny jest każdy szczegół – tłumaczy kapłan. Trasa została czterokrotnie objechana, podczas rekonesansu zbadano wszystkie pułapki, jakie mogły się na niej pojawić. Ks. Marek przypomina anegdotę z lat 90. – Objazd trasy robili wtedy klerycy, a jechali samochodem sprowadzonym z USA. Na podstawie wskazań jego licznika określali długości odcinków – ksiądz uśmiecha się tajemniczo. – Chłopaki jednak nie wiedzieli, że w amerykańskim samochodzie licznik wyskalowany jest w milach. Później w książeczce pielgrzyma było napisane, że odcinek ma 20 kilometrów, kiedy w rzeczywistości miał ich ponad 30 – wspomina. Dlatego pielgrzymka otrzymała miano „milowej”. Ksiądz przewodnik mówi, że o powodzeniu pielgrzymki decyduje też praca niewidzialnych bohaterów czyli osób działających na jej zapleczu. – Wstaję jeszcze przed startem grupy, aby przygotować im kanapki i coś ciepłego do picia. Na postoju czeka to już na nich gotowe – mówi pan Andrzej, który na pielgrzymce jest jednoosobowym centrum logistycznym. – Choć grupa jest nieduża, logistyka musi być tak samo sprawna jak przy każdej innej pielgrzymce – dodaje. Jeśli bus pana Andrzeja nie pojawiłby się odpowiednio wcześnie w punkcie docelowym, wówczas pielgrzymi pozbawieni byliby nie tylko prowiantu, ale również swoich plecaków z rzeczami osobistymi.
Zalety małej grupy
A jak czują się sami pielgrzymi jako pionierzy? – Jest naprawdę wspaniale – mówi pani Grażyna, z którą rozmawiamy u progu drugiego dnia drogi. – Na pierwszym noclegu w Nowym Dworze Gdańskim przyjęto nas bardzo dobrze. Na trasie obyło się bez kontuzji, a pogoda cały czas dopisuje. Czego pielgrzym może chcieć więcej? – pyta z uśmiechem. Piesze pokonywanie kilometrów dało się jednak niektórym we znaki. Jak zdradzają nam w sekrecie pielgrzymi, sam ksiądz kierownik przeżywał pod koniec dnia pewien kryzys. – Ale na Apelu Jasnogórskim był już jak nowo narodzony – śmieją się. Nikt nie zamierza się poddać trudom drogi, nikt nie myśli o rezygnacji. Nawet debiutanci. – Oczywiście, że dojdziemy do końca. Nie ma innej opcji – deklaruje Ala. Podkreślają, że czują się bardzo dobrze, a bardziej doświadczeni pielgrzymi chętnie służą im radą. Jak mówią, jedyne, na co mogą narzekać, to... krajobraz. – Jak na razie cały czas tylko pola i pola – śmieje się Patrycja. Pielgrzymi nie żałują, że nie znalazło się więcej takich śmiałków jak oni. – W małej drużynie na pewno pielgrzymuje się nieco inaczej niż w kilkusetosobowej grupie – zauważa Maciej. – Ma to jednak swoje plusy. Praktycznie od razu wszystkich się zna, więc od początku robi się sympatyczniej – zwraca uwagę Grażyna. – Jest też ciszej i spokojniej. Dzięki temu można lepiej przeżywać duchowo to pielgrzymowanie – przyznaje. Pielgrzymi, którzy wyruszyli z Mikoszewa, do gietrzwałdzkiego sanktuarium dotarli w przeddzień obchodzonych tam uroczystości odpustowych. W miejscowości spędzili noc, aby zakończyć pielgrzymowanie uroczystą Eucharystią wraz z tysiącem wiernych przybyłych do sanktuarium z różnych części Polski.•