Jubileusz 65-lecia kapłaństwa. – Wtedy nie uświadamialiśmy sobie jego wspaniałej przeszłości, nie znaliśmy tych faktów. Ale podświadomie wiedzieliśmy, że jest to ktoś przez duże K – mówi Jarosław Nikielewski.
Ksiądz jubilat urodził się w 1928 roku w Bieszczadach, ale całe niemal swoje życie kapłańskie związał z Warmią i Mazurami. Olbrzymią jego część poświęcił zaś Elblągowi. Nie ma chyba w naszym mieście osoby, która nie znałaby ks. infułata Mieczysława Józefczyka. W najbliższych dniach świętuje on 65-lecie swoich święceń kapłańskich.
Młodzieniec z pięknym życiorysem
– To jest kapłan, który był zawsze dla nas punktem odniesienia we wszystkich sprawach – wspomina Jarosław Nikielewski, ministrant i lektor w czasie, gdy ks. Józefczyk pełnił funkcję proboszcza w katedrze św. Mikołaja. – Kiedy zaczynaliśmy ministranturę w drugiej klasie podstawówki, naszym bezpośrednim opiekunem był inny kapłan, ale ksiądz Mieczysław był od początku dla wszystkich ogromnym autorytetem – dodaje. Już gdy przybył do Elbląga, mógł się poszczycić wspaniałym życiorysem. – W 1943 roku został przyjęty w szeregi Armii Krajowej, walczył w Powstaniu Warszawskim. Był członkiem podziemia niepodległościowego po zakończeniu II wojny światowej – wymienia ks. prof. Wojciech Zawadzki, historyk, znawca dziejów naszego miasta. – Ta działalność konspiracyjna sprawiła, że ksiądz Mieczysław przeżył w 1953 roku próbę zamachu na życie zorganizowaną przez UB. Od 1945 roku był związany z kultywującą tradycje patriotyczne i chrześcijańskie Warmińsko-Mazurską Chorągwią Związku Harcerstwa Polskiego w Olsztynie. To wszystko zdarzyło się jeszcze przed przybyciem do nas – opowiada ks. profesor. –Już w tamtym czasie był dla nas człowiekiem na piedestale. Jako dzieci nie uświadamialiśmy sobie jego wspaniałej przeszłości, nie znaliśmy tych faktów. Ale podświadomie wiedzieliśmy, że jest to ktoś przez duże K – wspomina pan Jarosław. Z drugiej strony – jak dodaje – nigdy tego nie dawał po sobie poznać. – Zawsze był ogromnie skromny i pokorny.
Odbudować i podzielić
Działalność księdza Józefczyka na ziemi elbląskiej zaczyna się w roku 1968. – Kiedy biskup Drzazga w tamtym czasie szukał kandydata na objęcie parafii św. Mikołaja, wydawało się, że zgłoszą się tłumy – wspomina ks. infułat. Tak się jednak nie stało, ponieważ na proboszcza czekały trudne zadania. – Przede wszystkim trzeba było odbudować kościół. Drugie zadanie było jeszcze trudniejsze – parafia liczyła ponad 70 tys. wiernych, więc należało ją jakoś podzielić. Problem w tym, że władze komunistyczne nie chciały pozwolić na taki podział – opowiada kapłan. Mimo wszystko ks. Mieczysław podjął się tego zadania. Już na początku pojawił się problem – plebania praktycznie się waliła, a władze nie pozwalały na wybudowanie nowej. Ks. Mieczysław wymyślił rozwiązanie. Władze nie pozwalały stawiać Kościołowi nowych budynków, ale zgadzały się na renowację starych zabytkowych obiektów. – Ksiądz Józefczyk odbudował więc z ruin trzy zabytkowe kamienice na Starym Mieście w Elblągu, które następnie przeznaczył na plebanię – uśmiecha się ks. prof. Zawadzki. Jak wspominają historycy, to niejedyne zasługi księdza infułata dla budownictwa sakralnego w naszym mieście. – Nie tylko rozpoczął on odbudowę katedry św. Mikołaja w Elblągu, ale przeprowadził także kompleksową konserwację gotyckiego wyposażenia wnętrza kościoła katedralnego – wskazuje ks. Zawadzki. Z inicjatywy ks. Mieczysława uratowano od zagłady i przeniesiono z Żuław do Elbląga dwie zabytkowe świątynie – bł. Doroty z Mątów oraz Świętej Trójcy. Ks. Józefczyk zainicjował, opiniował i nadzorował budowę kilku nowych kościołów w Elblągu i kilkunastu na terenie diecezji elbląskiej.
Autorytet dla młodych
Problemem była też zbyt duża parafia. – Na katechezy przychodziło wówczas 6500 dzieci i 1500 młodzieży – wspomina ksiądz Mieczysław. Aby mieli się gdzie uczyć religii, wybudował we wnętrzu kościoła dziewięć sal katechetycznych. – Wymurowaliśmy je jednak tak, aby nikt ich nie widział. Są ukryte za tym oto witrażem – ksiądz infułat wskazuje okno w katedrze. Postawa dzieci z parafii jest czymś, czego nigdy nie zapomni. Ks. Mieczysław szczególnie wspomina czas jałmużny postnej dzieci przeznaczonej na budowę witraża. – Nazbierały one wtedy akurat tyle, ile było trzeba – mówi kapłan. Do dziś we wnętrzu katedry pod witrażem znajdziemy inskrypcję „Jałmużna postna dzieci. 1969 rok”. – Jeśli chodzi o postawę parafian przez całą moją posługę, szczególnie tych najmłodszych, to nie znajduję słów uznania – dodaje wyraźnie wzruszony. Parafianie przyznają, że to uznanie należy się przede wszystkim jubilatowi. Jak wspominają, ksiądz infułat nigdy nikogo nie odprawił z kwitkiem. – Kiedy zwracaliśmy się do niego z jakąś sprawą, zawsze mogliśmy liczyć na odpowiedź – mówi pan Jarosław.
Nie idźcie do domu, bo was wsadzą
Ksiądz Mieczysław zawsze był oparciem dla młodzieży. Wspominając lata młodości, pan Nikielewski mówi o wydarzeniach po 1981 roku. – Kiedy wprowadzono stan wojenny, wiedzieliśmy, że możemy u niego szukać wsparcia. Mówił nam, jak mamy się zachowywać w tych trudnych chwilach – opowiada. Jednocześnie do parafian docierały informacje, że ksiądz infułat pomaga członkom „Solidarności”. Pan Jarosław bardzo dobrze pamięta 3 maja 1981. – Wracaliśmy z kolegą z kościoła, gdy w mieście wybuchły zamieszki. I choć nic nie robiliśmy to znaleźliśmy się w złym miejscu, w złym czasie. Zgarnęło nas ZOMO – wspomina. Spędzili w areszcie tylko jedną noc. Choć nie mają dowodów na bezpośrednie zaangażowanie w tę sprawę księdza infułata, to do dziś są przekonani, że tak krótka wizyta za kratkami to zasługa tego kapłana. – Doskonale pamiętam 13 grudnia 1981 roku – mówi ks. Józefczyk. Tego wieczoru na plebanię przyszło dziewięciu działaczy „Solidarności”, którzy mieli rozładowywać przybyły tam właśnie transport. – Około północy zgasło światło. Brakowało jednej fazy – ksiądz Józefczyk chwycił od razu za telefon, aby zadzwonić do elektrowni. – Telefon nie działał. W tej samej chwili przybiegła na plebanię pewna pani i mówi, że jej męża aresztowali. Wtedy wszyscy działacze „S” rzucili się do drzwi, żeby wrócić do swoich domów. – A ja mówię do nich: nie pójdziecie do domu, bo was też wsadzą – wspomina kapłan. W sumie przedstawiciele „S” ukrywali się na plebanii przez dwa tygodnie. – Tak było do momentu, aż otrzymałem gwarancje, że żaden z nich nie zostanie aresztowany. – Oni mogli mnie nienawidzić, ale mnie szanowali – podsumowuje swoje relacje z władzą komunistyczną kapłan. Choć jak sam przyznaje, wygłosił w tamtym czasie wiele kazań politycznych, komuniści najwyraźniej rozumieli, że nie chodziło w nich o grę przeciwko władzy, ale jedynie o troskę o Ojczyznę.
Od okna do okna
Ksiądz infułat ma wiele zasług na polu dialogu międzykulturowego i międzynarodowego. – Jako proboszcz w Węgorzewie, a następnie w Elblągu, zainicjował w tych miastach sprawowanie stałego duszpasterstwa ludności ukraińskiej w obrządku greckokatolickim. Pozyskał dla wiernych tego obrządku świątynie – przypomina ks. prof. Zawadzki. W latach 70. XX wieku ks. Jóżefczyk nawiązał ścisłą współpracę ze środowiskiem Niemców wysiedlonych po II wojnie światowej z Elbląga i okolic, skupionych w stowarzyszeniu Truso–Vereinigung z siedzibą w Münster. Owocem tych kontaktów są m.in. liczne konferencje i wydawnictwa naukowe, wymiana młodzieży, konserwacja zabytków, akcje duszpasterskie. – Wyrazem uznania na rzecz pojednania polsko-niemieckiego było zaproszenie w 1999 roku przez niemiecką organizację Kriegsgräberfürsorge do wygłoszenia w Hamburgu prelekcji dla ok. 2 tys. słuchaczy – zwraca uwagę historyk. Jeszcze długo można by wyliczać zasługi ks. Mieczysława. Lista odznaczeń, którymi kapłan został uhonorowany za swoją działalność zajęłaby kilka stron. Mimo zaawansowanego wieku ksiądz infułat intensywnie pracuje nad tłumaczeniami książek z języka niemieckiego. Jak mówi, sprawia mu to ogromną radość. – Najgorsze dla emeryta byłoby chodzić od okna do okna – śmieje się. Grupa ministrantów i lektorów z lat 70. i 80. do dziś utrzymuje kontakt z księdzem infułatem. – Staramy się regularnie tzw. starą gwardią, spotykać z księdzem Mieczysławem – mówi pan Jarosław. Są zawsze na uroczystościach jubileuszowych kapłana, często odwiedzają go także bez okazji. – Zawsze chętnie nas przyjmuje i długo wówczas rozmawiamy. O historii, polityce i życiu – opowiada i dodaje: – Każdy, kto zapuka do jego drzwi, może liczyć na szczerą rozmowę. I na filiżankę dobrej kawy.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się