W rocznicę "wyzwalania" Elbląga pod pomnik sowieckiej armii nie zawitał pies z kulawą nogą.
Na pochody 1 maja już od ponad 25 lat chodzić nie trzeba. Większość komunistycznych "świąt" zniknęła z naszych kalendarzy. Do niedawna wciąż jednak w naszym mieście obchodzono z dużą estymą uroczystości odwołujące się do minionego ustroju. Oficjele z ochotą gromadzili się przy peerelowskich monumentach z okazji rocznic różnych wyzwoleń czy śmierci "bohaterów" tamtego okresu.
Wysocy rangą urzędnicy zawsze skutecznie namawiali do udziału w takich okazjach dyrektorów szkół i innych podległych im pracowników. Ci zaś brali na obchody swoich podopiecznych i podwładnych, wobec czego zazwyczaj na takich uroczystościach pojawiał się spory tłumek.
Od pewnego czasu, a dokładniej od jesieni ubiegłego roku, sytuacja w tej materii odmieniła się. Presja na celebrowanie narzuconych jeszcze przez sowiecki reżim wydarzeń prysła jak mydlana bańka.
10 lutego przypadła kolejna rocznica wkroczenia Armii Czerwonej do Elbląga, wciąż przez wielu nazywana "wyzwoleniem" miasta. W tym dniu w okolicy pomnika radzieckiej armii, który wciąż szpeci nasze miasto, oprócz kilku urzędników z kwiatami, nie można było uświadczyć przysłowiowego psa z kulawą nogą. I to bardzo dobrze. Być może za jakiś czas znikną i urzędnicy. Zniknie też może pomnik.
Społeczeństwo coraz bardziej jest świadome, kim byli prawdziwi bohaterowie tamtych czasów. Cztery dni później w 74. rocznicę powstania Armii Krajowej, pod pomnikiem Żołnierzy Wyklętych, zgromadziły się prawdziwe tłumy. Przez nikogo nie nakłaniani, nie naciskani czy przymuszani przyszli w to miejsce, aby wykrzyczeć: "Cześć i chwała bohaterom". Prawdziwym bohaterom.