– Chłopy mnie nie lubiły, bo ciągle im mówiłem, żeby nie pili; kobiety – bo mówiłem, że mają stale chodzić w łasce Pana i być przykładem. A dzieci – bo ganiałem je na katechezę – żartował ks. Jan Nigbor.
Ten ksiądz chrzcił nas, udzielał nam ślubów, a potem chrzcił nasze dzieci – mówił o ks. Janie Nigborze Waldemar Smentoch z Trumiejek. – Chłopcy z naszego pokolenia byli ministrantami, później moi synowie również służyli przy ołtarzu u księdza proboszcza. Był w naszej parafii tak długo, że nie mogło nas dziś zabraknąć przy nim – opowiada z kolei Agnieszka Malicka. W tym roku ks. Jan obchodzi jubileusz 60-lecia święceń kap- łańskich.
I choć główna Msza św. w intencji kapłana odbędzie się w Prabutach 19 sierpnia, mieszkańcy Trumiejek, gdzie ks. Jan był proboszczem przez ponad 26 lat, urządzili mu własne obchody jubileuszu już w czwartek 4 sierpnia. Parafianie mają dobre wspom- nienia z czasów, kiedy ks. Jan służył w ich miejscowości. – Niewielu jest dziś takich księży – mówi Gabriela Smentoch. – Nie dość, że nieustannie posługiwał w kościele, to stale pracował też na gospodarstwie. Wspominają też, że np. po lekcji religii zabierał dzieci i pokazywał, jak wygląda praca na roli. – I przy tym kopaniu ziemniaków opowiadał im o Panu Jezusie – mówi ks. Mirosław Bułecki, obecny proboszcz parafii w Trumiejkach. Pan Waldemar również dob- rze pamięta czasy ministranckie. – Pewnego dnia po Mszy św. mówię do ks. Jana: „Dziś święto, więc chyba nie idziemy na pole?”. A ksiądz na to: „Służyłeś do Mszy? Służyłeś. To możemy iść i trochę buraków powyrywamy” – opowiada pan Waldemar ze śmiechem. Ludzie z Trumiejek mówią, że ks. Jan miał dobry kontakt ze wszystkimi. – To jest swój ksiądz. Rozumiał Kościół, rozumiał ludzi, i że tyle lat z nami wytrzymał, to go podziwiamy – mówi pani Agnieszka. – Był jednak też wymagający. Gdy np. trzeba było przygotować dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, dbał o to, aby wszystko zostało rzetelnie i dokładnie zrobione – przyznaje pani Agnieszka. – A tak naprawdę, to nikt mnie tu nie lubił – już po zakończeniu Eucharystii żartował sobie jubilat. – Chłopy – bo ciągle im mówiłem, żeby nie pili. Kobiety – bo mówiłem, że mają stale chodzić w łasce Pana i być przykładem. A dzieci – bo ganiałem je na katechezę – opowieści ks. Jana wywoływały szczery śmiech zebranych w świątyni. Choć teraz świętował 60-lecie kapłaństwa, za młodu wcale nie myślał o takim powołaniu. – Ale miałem bardzo pobożną babcię. Wiem, że babcia modliła się, abym został księdzem. Myślałem wtedy, że jest to marzenie ściętej głowy! – opowiada. Choć pochodzi z gór przy granicy ze Słowacją, wybrał seminarium w Olsztynie. Dlaczego? – Do Tarnowa zgłaszało się więcej kandydatów niż seminarium było w stanie przyjąć. Myślałem o seminarium w Poznaniu. To w Olsztynie było tworzone na nowo. A potrzeby na Ziemiach Odzyskanych były bardzo duże. Zdecydowałem, że spróbuję tam – wspomina. Pracę w Trumiejkach i okolicy ks. Jan również wspomina bardzo dobrze. – Czułem się trochę jak „na swoim”. Miałem dużo zajęć duszpasterskich, prowadziłem katechezę – opowiada. Wyjaśnia, że parafia miała również ziemię. – Dużo czasu zajmowało więc prowadzenie gospodarstwa, uprawa ziemi, hodowla zwierząt – mówi. Ale, jak dodaje, najwięcej radości zawsze przynosiła mu praca z ludźmi. – Pamiętam, że byłem dumny z tego, jak przygotowywałem dzieci do Komunii św. i młodzież do bierzmowania – dodaje. Dziś ks. Jan, choć jest emerytem, posługuje bardzo często w kościele w Prabutach, przy ołtarzu i w konfesjonale. Jak przyznaje, przez cały okres posługi kapłańskiej praca spowiednika zawsze mu się podobała. – Jednego razu, podczas misji, przez osiem godzin nie wyszedłem nawet z konfesjonału – wspomina.