Robi się naprawdę gorąco, a etapy coraz dłuższe.
Dzień VI pielgrzymki był jak dotąd najdłuższym z etapów, z którym księża Grzegorz Puchalski i Andrzej Preuss musieli się zmierzyć w swej wędrówce do Rzymu. - W drodze do Santhii pokonaliśmy 37,6 km. Pogoda niezmiennie gorąca - streszcza ks. Grzegorz.
Upał i trudy nie przeszkadzają jednak w odnajdywaniu radości z pielgrzymowania. Jedną z nich jest spotykanie innych, którzy obrali sobie ten sam cel. - Kolejnym znajomym pielgrzymem jest Roberto - inżynier matematyk spod Neapolu - opowiada kapłan. Roberto nocował w wraz z polskimi pątnikami w Ivrei. Tam się poznali. - Czyli w sumie jest nas piątka pielgrzymów, którzy robią podobne etapy i spotykają się na noclegach - opowiada kapłan. Wcześniej spotkali narzeczonych, którzy przemierzają Via Francigena, aby rozeznać swoją wspólną drogę życiową.
W Santhii pielgrzymi nocowali w schronisku przy kolegiacie św. Agaty, od której imienia miejscowość nosi nazwę. - Mieliśmy też szczęście odprawić Mszę św. w pięknej XI-wiecznej krypcie św. Szczepana, która mieści się pod prezbiterium kolegiaty - opowiada ks. Grzegorz. Jak mówi, stało się to za przyczyną naszego ich "anioła stróża". - Mam tu na myśli opiekuna naszej albergue, który najpierw zadzwonił do proboszcza i zorganizował nam Mszę św., potem poinformował nas o restauracji hotelowej, gdzie pielgrzymi maja zniżkę, a później towarzyszył nam aż do niej, żebyśmy nie błądzili - mówi i podkreśla, że był to bardzo cenny gest miłosierdzia wobec pielgrzymów.
Kolejny dzień to sentymentalna podróż do... domu. - Podczas siódmego dnia czuliśmy się jak na Żuławach, ponieważ Via Francigena, wiodła nas przez tereny płaskie jak u nas, tyle że zamiast buraków, rzepaku czy zbóż uprawia się tutaj... ryż! Tak! - ksiądz Grzegorz nie mógł ukryć zdziwienia. Hektary pól zasilane z Kanału Cavour są pokryte siecią mniejszych kanałów, które sprawiają, że taka uprawa jest możliwa i opłacalna.
Po drodze nasi księża koncelebrowali Mszę św. w parafii św. Germana w miejscowości San Germano Vercellese. - Po prostu wchodząc do miejscowości, usłyszeliśmy dzwony. Okazało się, że za chwilę ksiądz proboszcz będzie sprawował Eucharystię. Szybko zadecydowaliśmy o dołączeniu się do niej. Potem śniadanko i kawa - i dalej w drogę - opowiada kapłan.
Na trasie pojawiają się miejsca wypoczynku z myślą o pielgrzymach, których jest już nieco więcej.
A na koniec znów fragment pamiętnika ks. Grzegorza:
"Tego dnia nocowaliśmy w mieście biskupim Vercelli, którego najznakomitszym biskupem jest św. Euzebiusz (IV w.). Jego posługa biskupia i formacja kapłanow znalazła uznanie w pismach wielkiego św. Ambrożego. Jemu też poświęcona jest piękna katedra. Vercelli - miasto około 47-tysięczne - jest pełne kościołów, z których nawiedziliśmy opactwo pocysterskie św. Andrzeja (fasada z zielonego kamienia!)".
cdn.