Pogrzeb dziecka utraconego to element żałoby.
O tym, że 15 października obchodzony jest jako Dzień Dziecka Utraconego, Beata dowiedziała się już po tym, jak straciła dziecko. - Zależało nam, by pogrzeb odbył się tego dnia - zaczyna dzielić się swoim świadectwem Beata.
- Wewnętrznie mam poczucie, że było to nienaturalne. Wydaje mi się, że jest to natura, o której ludzie zapomnieli. Zapomnieliśmy, że to daje ukojenie - kontynuuje.
Czy pogrzeb dziecka utraconego będzie mógł się odbyć, nie od razu było wiadomo. Najpierw potrzebne były badania patomorfologiczne, potwierdzające, że szczątki wciąż są. Na ich wyniki czekano prawie cztery tygodnie. Później rodzice - na własny koszt - musieli zrobić badania ustalające płeć dziecka. Jest to niezbędne do wydania aktu urodzenia i zgonu. Po dwóch tygodniach dowiedzieli się, że była to dziewczynka.
- W momencie, kiedy mogłam już myśleć o pogrzebie - gdzie dziecko zostanie pochowane, jak będzie wyglądać pochówek - odetchnęłam. To mnie uwolniło.
To uczucie zaskoczyło Beatę. Osiem lat temu także poroniła, wtedy pogrzeb z wielu przyczyn nie mógł się odbyć. - Ta strata cały czas we mnie jest. Mam wrażenie, że każda kobieta po poronieniu czuje stratę. Pojawia się lęk o inne dzieci, które posiada.
Od soboty cała rodzina może pójść na cmentarz i stanąć przy grobie Weroniki. - Mam prawo ją opłakiwać, bo ona była. I wszyscy to wiedzą. Dopóki tego nie doświadczyłam, nie wiedziałam, że żałoba po dziecku jest tak ważna.
W pogrzebie Weroniki więziło udział ok. 70 osób: rodzina, znajomi, parafianie. - Dziś doświadczyłam tego, że wszyscy, którzy przyszli na pogrzeb, dotknęli mojej straty. To jest niesamowite. To daje ukojenie, którego zupełnie się nie spodziewałam. Wiedziałam, że musimy pochować nasze dziecko. Mąż także bardzo tego chciał, jednak emocje podpowiadały mi, że idę pod prąd. Ale to jest przecież element żałoby. Nie jest tak, że kobieta tego nie potrzebuje. My tego bardzo potrzebujmy. Pochowanie, pożegnanie się z dzieckiem jest niesamowicie ważne - wyznaje Beata. Później, po zakończonym nabożeństwie, mogła wrócić na cmentarz, stanąć przy grobie. Nie modliła się za Weronikę, bo wie, że to ona za nią może się modlić. - Tak jak w Bogu czuję ukojenie, tak i tam je poczułam.
Beata spodziewała się, że w momencie, kiedy poinformuje rodzinę, znajomych o pogrzebie, gdy zostaną wydrukowane nekrologii, spotka się ze dziwieniem otoczenia. - Jednak absolutnie z czymś takim się nie spotkałam. Gdy ludzie dowiadują się, że odbędzie się pogrzeb, zupełnie inaczej podchodzą do tej sprawy. W tym momencie wiedzą, że poronienie równa się stracie dziecka. Moje dziecko umarło. Poprzez pogrzeb pokazuję prawdziwą naturę sprawy. Niesamowicie ważne było to nie tylko dla mnie i mojego męża, ale i dla ludzi z zewnątrz. To pokazuje, że dziecko, które jest we mnie, jest człowiekiem. A tylu walczy o to, by można było je zabić, kiedy się chce... - nawiązuje do ostatnich wydarzeń Beata.
- Na pogrzebie zauważyłam w oczach wielu kobiet bardzo dużą rozpacz. Mam wrażenie, że to nie wynikało tylko z tego, że było im przykro, bo ja straciłam dziecko, ale było to także ich doświadczenie.
- Świat, nie tylko ja - matka, która od samego początku wiedziała, że to jest dziecko, a nie zlepek komórek, uznał, że był to człowiek. Nieważne, czy miał jeden dzień czy dziewięć tygodni. Mówi się: poroniłam, straciłam ciążę. A to przecież nie jest prawda, bo ja nie straciłam ciąży, tylko moje dziecko umarło. Nazewnictwo ma znaczenie. Gdy jest grób, wszyscy dookoła wiedzą, że moje dziecko umarło. Świat uznał moją stratę jako stratę dziecka. To jest ważne. To daje ukojenie.
- Bardzo dużo kobiet tego doświadczyło, ale o tym nie mówią. Jedynie prognozuje się, że „następnym razem się uda”. Jeśli nawet się uda, nie zmieni to faktu, że kobieta wciąż jest matką martwego dziecka - podsumowuje Beata.
Pogrzeb Weroniki odbył się 15 października w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mikoszewie. Beata i Maciej są rodzicami 5 dzieci. Dwoje z nich zmarło przed urodzeniem.