Jest taki kawałek ziemi pośród wielkich jezior, gdzie panują śląskie porządki.
Kiedy przyjeżdżali nad Jeziorak 20 lat temu, w tym miejscu były tylko nieużytki. – Łąka pyszniła się różnymi kolorami, nie było tu ani jednego drzewa, a nad brzegiem rosły niewykaszane od 50 lat pokrzywy – opowiada Kazimierz Szewczyk.
Zdecydowali się jednak kupić ten kawałek ziemi i zagospodarować go. Zrzuciło się na ten cel 21 rodzin z różnych rejonów Śląska. – Niektórzy pukali się w głowy: „Po co wy to robicie?”. Nawet moja córka mówiła: „Tato, przecież my tam nigdy nie pojedziemy”. Ale mimo to zdecydowaliśmy się – wyjaśnia pan Kazimierz, jeden z pomysłodawców utworzenia śląskiej polany na Mazurach.
Dziś nie sposób rozpoznać tych nieużytków, które widzimy na zdjęciach sprzed lat. Każda z działek jest równo wytyczona, z przystrzyżoną trawą, otoczona ogródkiem kwiatowym lub warzywnym. Wyschniętą żółtą płaszczyznę zastąpiła zieleń owocowych drzew i krzewów. Ścieżki krzyżują się idealnie pod kątem prostym niczym ulice w Nowym Jorku. – Nikt tu nie uświadczy ani jednego papierka, bo wszyscy zgodnie dbają o porządek – zaznacza właściciel.
Śląska osada pośrodku Mazur, nad najdłuższym jeziorem w Polsce, czyli Jeziorakiem, została nazwana przez jej założycieli Polaną Pod Młynem. – W pierwszych latach jedynym wystającym ponad tę polanę obiektem były ruiny starego młyna z wiatrakiem. To u jego stóp rozpoczęliśmy zakładanie naszej osady – wspomina K. Szewczyk.
Najbardziej wytrwali spędzają na polanie prawie pół roku. – Ja jestem tu od 20 kwietnia do 25. niedzieli zwykłej – śmieje się pan Kazimierz. Choć na początku byli praktycznie sami, to w miarę jak teren był zagospodarowywany, chętnych do przyjazdu było coraz więcej. – I choć rotacja jest duża, bo wiele osób przyjeżdża tylko na krótkie urlopy, to możemy powiedzieć, że na naszej polanie wypoczywa już w sumie czwarte pokolenie – wylicza pani Barbara.
Więcej na ten temat w "Gościu Elbląskim" nr 32 na 13 sierpnia.