Nowy numer 22/2023 Archiwum

Nie obok nas, ale z nami

– Czasami zastanawiamy się, kto komu daje więcej – mówi Małgorzata Bychowska.

Czy jest taka szkoła, w której uczniowie codziennie z uśmiechem na ustach otwierają drzwi dyrektorowi? Albo ulubionej nauczycielce każdego dnia przez trzy lata zaparzają herbatę? Takie rzeczy są możliwe w malborskim Specjalny Ośrodku Szkolno-Wychowawczym, który odwiedziliśmy w związku z przypadającym 5 maja Dniem Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.

– Gdy tylko wchodzę do szkoły, witają mnie radosne, uśmiechnięte, pełne energii dzieci, które już w progu zaszczepiają we mnie siłę na cały dzień – mówi Małgorzata Bychowska, dyrektor ośrodka. – Kiedy uczniowie nas widzą, rzucają się nam z radości na szyję. I to nie tylko w czasie zajęć, ale nawet wtedy, gdy spotykają nas na ulicy – dodaje nauczycielka Magdalena Górnik. SOSW w Malbroku zajmuje się kształceniem dzieci i młodzieży z upośledzeniem intelektualnym w stopniu lekkim, umiarkowanym i znacznym oraz ze sprzężeniami na wszystkich etapach edukacyjnych, czyli od 3 do 24 roku życia. Dlatego w skład ośrodka wchodzą: punkt przedszkolny, szkoła podstawowa, szkoła przysposobienia do pracy oraz szkoła branżowa. – W zasadzie zajmujemy się nie tylko kształceniem dzieci, czyli realizacją podstawy programowej, ale również rewalidacją, czyli usprawnianiem wszelkich deficytów rozwojowych naszych podopiecznych – wyjaśnia pani dyrektor.

Oni dają nam więcej

Każde dziecko ma zorganizowaną terapię w zależności od jego potrzeb. – Chodzi o to, aby wydobyć potencjał, który tkwi w dzieciach. Aby budowały wiarę we własne siły, aby umiały się przygotować do samodzielnego życia w dorosłości – tłumaczy M. Bychowska. W malborskim ośrodku uczy się obecnie 176 dzieci, a 30 podopiecznych objętych jest tzw. wczesnym wspomaganiem, czyli zajęciami dla dzieci zagrożonych niepełnosprawnością. – Z naszymi uczniami pracuje się tak jak w każdej innej szkole, oprócz tego, że u nas bardzo rozbudowana jest praca indywidualna, skierowana na potrzeby danego ucznia – wyjaśnia dyrektor placówki. Nawet zajęcia z katechezy są dostosowane do indywidualnych wymagań poszczególnych uczniów. – W klasach, gdzie mamy dzieci z upośledzeniem lekkim, lekcje przypominają te standardowe – takie jak prowadzi się w „zwykłych” szkołach. Tam zaś, gdzie mamy uczniów z większym stopniem niepełnosprawności, staram się, aby katecheza przybierała formę zajęć terapeutycznych – wyjaśnia Piotr Olbryś, katecheta. Praca, którą wykonuje kadra ośrodka, wynika z chęci podarowania czegoś więcej drugiej osobie. – Ale tak naprawdę nie wiem, czy to jest „więcej” – zastanawia się pani dyrektor. – Radość, która emanuje od naszych dzieci, nie tylko daje nam zapał do dalszej pracy, ale i inspiruje do podejmowania nowych wyzwań i różnych działań. Za każdym razem zastanawiamy się, czy mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć i okazuje się, że tak. Więc sama nie wiem, czy my czasem od nich nie otrzymujemy więcej niż oni od nas.

Herbatka dla pięknej pani Madzi

Magdalena Górnik prowadzi klasę III gimnazjum. – W mojej grupie mam sześcioro uczniów z upośledzeniem w stopniu umiarkowanym i znacznym, w tym jedną osobę na wózku inwalidzkim. Prowadzę również zajęcia z języka migowego dla dzieci głuchoniemych – wyjaśnia nauczycielka. Jak mówi, zawsze czuła, że chce być nauczycielką. – Nawet w dzieciństwie, kiedy na placu zabaw była jakaś grupa dzieci, umiałam wszystkie je poustawiać – śmieje się. Pani Magdalena mówi, że każdego ucznia się pamięta, choć niektórzy zajmują szczególne miejsce w sercu nauczyciela. – Pamiętam, jak zaczynałam pracę i było mi trudno we wszystko się wgryźć. Pomógł mi to przełamać uczeń Przemek – wspomina. – Przemek wiedział, że bardzo lubię herbatę. I konsekwentnie przez trzy lata każdego dnia przychodził wcześniej, żeby mi ją zaparzyć. Kiedy tylko przychodziłam do pracy, czekał na mnie kubek gorącej herbaty i cukierek. Ja, udając zaskoczoną, pytałam, skąd to się tu wzięło. Na co Przemek odpowiadał: „Wszystko się zrobi dla pięknej pani Madzi”.

Uśmiech i trudy

Wybór pracy z niepełnosprawnymi dziećmi nie jest jednak oczywistą drogą dla kogoś, kto chce kształcić innych. – Kiedy studiowałam pedagogikę, dowiedziałam się, że jest duże zapotrzebowanie na nauczycieli w takich ośrodkach – wspomina M. Górnik. O tym, że podejmie się pracy w takim miejscu, zadecydowała ostatecznie historia jej matki chrzestnej. – Była osobą głuchoniemą. I kiedy widziałam przez lata, z jakimi problemami na co dzień się boryka, to już studiując, zdecydowałam, że odnajdę się poprzez pomaganie osobom z takimi trudnościami – tłumaczy. – Kiedy widzę radość dzieci z osiąganych sukcesów oraz szczęście ich rodziców, jeszcze bardziej chce mi się z nimi pracować – mówi nauczycielka. – Gdy widzimy, jak wiele można dla nich zrobić, jak pięknie się rozwijają, że nasza praca nie idzie na marne, ale owocuje, uzmysławiamy sobie, że podjęcie takiego zajęcia było dobrym wyborem – dodaje wzruszona. Praca w SOSW to jednak również sytuacje trudne. – Dziś uśmiecham się na to wspomnienie, ale wiem, że wtedy mogłam wpaść w spore kłopoty – opowiada pani Małgorzata. Przypomina sytuację, kiedy dwóch dorosłych podopiecznych głośno kłóciło się na korytarzu. – A ja, jak to nauczyciel, z impetem weszłam między nich i starałam się ich rozdzielić. Po chwili zobaczyłam zaciśnięte pięści jednego z chłopaków i usłyszałam, jak przez zęby cedził: „Pani lepiej niech stąd idzie””. Miałam dużo szczęścia, że wtedy się powstrzymał. Doświadczeni nauczyciele potrafią sobie radzić z takimi sytuacjami. – Mamy na to swojej sprawdzone sposoby – uspokaja pani Magdalena. – Ponadto stale prowadzimy zajęcia z radzenia sobie z agresją – dodaje P. Olbryś. – W formie zajęć praktycznych, bo rozmawiamy, pokazujemy i przerabiamy różne scenki, uczymy się, jak uniknąć sytuacji, w których może pojawić się złość, albo coś, co będzie krzywdziło ich lub kogoś z otoczenia – wyjaśnia.

Złamać stereotypy

Pracownicy placówki przyznają, że pomimo zmieniających się czasów wciąż wokół ośrodków taki jak ich krąży wiele stereotypów. – Mówi się, że nasi podopieczni to osoby ograniczone. A to nieprawda. Mają ogromny potencjał, urozmaicają nasze społeczeństwo, nasze życie. Musimy złamać ten stereotyp i pokazać, jak wiele ci młodzi ludzie potrafią – zachęca pani Magdalena. Właśnie w tym celu obchodzony jest Dzień Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną. – Dziś mamy nie tylko więcej możliwości kształcenia osób upośledzonych, ale i tolerancja społeczeństwa jest większa. Wynika to także z tego, że pokazujemy efekty naszej pracy poprzez choćby prezentowanie występów artystycznych przygotowanych przez nasze dzieci – opowiada dyrektor ośrodka. Jak tłumaczy, chodzi o to, aby ukazywać niepełnosprawnych nie tylko jako kogoś, kto ma wyłącznie kłopoty w życiu codziennym. – To także osoby, które mają osiągnięcia, sukcesy i często przewyższają talentem przeciętnego śmiertelnika, jeśli chodzi na przykład o aktorstwo czy uzdolnienia wokalne bądź manualne. To nam uświadamia, że jesteśmy daleko za nimi, bo nie mamy takich umiejętności. Nauczyciele przytaczają liczne historie osób, które odwiedzają ich ośrodek i podziwiają talenty jego podopiecznych. – Nie mogą się nadziwić, jak nasze dzieci, które często nie mówią, nie czytają, nie piszą, potrafią ciałem, gestem, uśmiechem zaimprowizować coś na scenie i pokazać tak wiele – mówi. M. Górnik. – Dzień taki jak ten jest przede wszystkim po to, abyśmy mogli uczyć innych, zarówno dzieci i dorosłych, że niepełnosprawni nie żyją obok nas, ale z nami – podsumowuje nauczycielka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast