– Jak wyglądałby Kościół w całym bogactwie struktury, zorganizowanego działania, gdyby nie było takich szaleńców, jak św. Wojciech? – pytał ks. kan. Andrzej Kilanowski.
W sobotę 28 kwietnia do Świętego Gaju wyruszyli pątnicy, by wziąć udział w uroczystościach odpustowych w sanktuarium. Pani Kamila trasę zna doskonale, bo była to jej już czwarta pielgrzymka. Na szlak zabrała dzieci.
Fabian dzielnie pokonywał kolejne kilometry, jakie dzielą Elbląg i wieś, w której zginął patron naszej diecezji. Antosia jest jeszcze za mała, by przejść taką odległość, więc jak inne dzieci jechała w wózku. – Atmosfera jest fajna, a pogoda wspaniała – cieszyła się pani Kamila. – Dobrze, że nie pada deszcz, jak w ubiegłym roku – mówił Bartek, który w trasie reprezentował swoją szkołę – Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich. Jego kolega Wiktor także był zadowolony, że w tym roku ponownie wyruszył do Świętego Gaju. A że nogi bolały – to nic nie szkodzi... Chłopcy do wspólnego pielgrzymowania namówili koleżankę z III klasy gimnazjum, Karinę. Zdecydowała się pójść, bo obiecali jej, że będzie super. Przekonała się, że mieli rację.
Wszyscy dali radę
O tej samej porze co pielgrzymi z Elbląga, czyli o 6.30, wyruszyła grupa z Małdyt. Po drodze dołączyli do nich pątnicy z kolejnych wsi, m.in. Jarnołtowa i Zajezierza. – Każdy ma swoje sprawy, problemy, które trzeba rozwiązać. A idąc, można się wyciszyć, wspólnie pomodlić. Bardzo lubię ten czas – opowiadała pani Elżbieta, która by dotrzeć do sanktuarium, musiała przejść 27 kilometrów. – Po raz kolejny przyszłam do św. Wojciecha. Podczas uroczystości jest tu podniośle i pięknie. Pątnicy z Morąga do pokonania mieli 47 kilometrów, ale wyruszyli z parafii Trójcy Przenajświętszej dopiero o 9.00. Zdążyli, bo... była to pielgrzymka rowerowa. Grupa z ks. Piotrem Molendą jechała przez Chojnik, Zielonkę Pasłęcką, Drulity, Pochylnię Buczyniec, Rychliki, Kwietniewo. Była to pierwsza taka pielgrzymka z tej parafii. Jej uczestnicy zapewniają, że było wspaniale. Co prawda górek, na które trzeba było wjechać, było kilka, ale wszyscy dali radę.
Czy było warto?
– Radość i szczęście prowadzą nas do Świętego Gaju. Radość, która ma zakorzenienie w realistycznym spojrzeniu na to, co nas otacza – powiedział do pielgrzymów i mieszkańców wsi ks. kan. Andrzej Kilanowski. W homilii w czasie Sumy odpustowej kaznodzieja skupił się na zapale misyjnym św. Wojciecha – jego gorliwości, entuzjazmie, pasji i bezgranicznym szaleństwie. – Uwielbiajmy Boga, szukajmy inspiracji duchowej, dziękując Mu za dar świeżości wiary – powiedział. Ksiądz Kilanowski przypomniał, że z Pragi, skąd pochodził św. Wojciech, do Gdańska jest ok. 900 km. – Co gnało tego człowieka, że przyszedł do dzikich, niebezpiecznych Prus? – pytał. Oczywiście, na te tereny przybywali ludzie z daleka, ale dlatego, że był tu bursztyn. Dla św. Wojciecha nie był ważny ani handel, ani bursztyn. Ważne były Jezus i Jego Ewangelia. Wojciech modlił się za ludzi, do których przybył, i najprawdopodobniej odprawił pierwszą Mszę św. na tych terenach – dał im Chrystusa w Eucharystii. – Był naiwny, nieostrożny, łatwowierny? Na pewno tak. To dlatego wyrzucili go z biskupstwa w Pradze. Zrzekł się go i udał do Rzymu. Został zakonnikiem, benedyktynem. Resztę swoich pieniędzy przeznaczył na wykup niewolników słowiańskich, którzy byli sprzedawani do krajów muzułmańskich – przypomniał kaznodzieja. – Ważne, moi drodzy, że uciekał od polityki, jak tylko mógł, a ta polityka i tak szła za nim. Dziś, z naszej perspektywy, można zadać pytanie: czy było warto? Jakie były tego rezultaty? Po ludzku porażka, śmierć – i to jak bestialska – tłumaczył ks. Kilanowski i dodał, że przez prawie 200 kolejnych lat misje na terenie Prus kończyły się niepowodzeniem. – Jak wyglądałby Kościół w całym bogactwie struktury, zorganizowanego działania, gdyby nie było takich szaleńców jak św. Wojciech? – pytał kaznodzieja. Zaznaczył, że św. Wojciech pokazuje nam, iż w życiu liczy się siła ducha, a nie oręża, zaś w życiu duchowym wiara, a nie tylko struktury i organizacja. Cel natomiast jest ważniejszy niż doraźne skutki. Najważniejsza jest moc, która płynie nie od nas, ale od Boga.
Naiwność wiary
– Tematem dzisiejszych rozważań jest – wiem, że zabrzmi to bardzo dziwnie, kontrowersyjnie – „naiwność wiary”, jej świeżość, spontaniczność, prostota, dziecięca ufność. Naiwność sama w sobie nie jest i nie może być cnotą. Zachęcając was dziś – tak licznie zgromadzonych – do naiwności, ośmieszyłbym się, wprowadziłbym was w błąd – gdyby tylko do takiego przekazu miało się to ograniczyć – zapewnił kapłan. Kontynuując, wytłumaczył, że Bóg wzywa nas do prostoty, dziecięcej ufności. – Gdy zabraknie w nas świeżości idealizmu – nazwijmy to naiwnością – to spójrzmy w prawo, w lewo, na to, co się dzieje na świecie, w Polsce... Pojawia się tylko buta, prawo siły, argument polityki, pieniądza, wyrachowanie, przebiegłość – wymieniał. Mszy św. przewodniczył bp Jacek Jezierski, obecny był również bp Jan Styrna, który podczas uroczystości posługiwał w konfesjonale. – Naszym zadaniem jest podtrzymanie pamięci o św. Wojciechu. Jego czci, bo przecież on był u początku życia naszego państwa i Kościoła w Polsce. Dzięki jego ofierze, śmierci, także ciału – szczątkom – powstała metropolia gnieźnieńska, a państwo polskie zyskało swoją niezależność. Inne narody, państwa, cesarz uznali naszą autonomię polityczną państwa i Kościoła – powiedział bp Jezierski.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się