O tym jak zmieniła się ich posługa w czasie pandemii koronawirusa opowiadają kapelani szpitala.
Posługa księdza w placówce medycznej to przede wszystkim dostępność 24 godziny na dobę.
Kapłan może zostać wezwany w każdej chwili do osoby, która potrzebuje jego posługi. Ale to także regularnie sprawowana Msza św. w szpitalu i odwiedzanie pacjentów na wszystkich jego oddziałach, dawanie okazji do spowiedzi, Komunii św. czy sakramentu namaszczenia chorych. - Dziś zostało z tego już tylko czuwanie przy telefonie - opowiadają księża salwatorianie posługujący na co dzień w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Elblągu.
Kiedy tylko dzwoni osoba chora, bądź jej rodzina, ksiądz bez względu na porę udaje się z posługą. - To co się zmieniło, to fakt, że już na samym wejściu mierzy się nam temperaturę. Jeśli byłaby zbyt wysoka z całą pewnością kapłan nie mógłby wejść na oddział - opowiada ks. Jerzy Urbanik. Kapelani otrzymują także strój, który ma zabezpieczyć przed ewentualnym zakażeniem. Jest to specjalny fartuch, maseczka i rękawiczki. Tak przygotowani mogą dopiero udać się do chorych.
Kapelan nie przynosi ze sobą lekarstw, które ulżą fizycznemu cierpieniu, ale niesie pacjentom coś równie ważnego, dla wielu z nich nawet cenniejszego. W dzisiejszej dobie, kiedy odwiedziny w szpitalach są zabronione, ksiądz jest łącznikiem chorego ze światem zewnętrznym. - Przynosimy im np. wiadomości od rodziny, wyrazy tego, że bliscy cały czas o nich myślą czy tęsknią za nimi - opowiada z kolei ks. Stanisław Mucha, kolejny z kapelanów. - Przynosimy możliwość rozmowy, zwierzenia się czy po prostu chwili bycia razem, gdyż każdy chory tego potrzebuje - dodaje.
Czas epidemii jest więc podwójnym cierpieniem dla wielu pacjentów. - W zeszłym tygodniu odwiedzałem w szpitalu ciężko chorego parafianina, do którego wcześniej regularnie chodziłem z Najświętszym Sakramentem w pierwsze piątki miesiąca - opowiada ks. Jerzy.
Kapłan wyjaśnia, że jest to człowiek, z którym wielokrotnie rozmawiał na temat wiary, życia i odchodzenia, a którego stan jest obecnie bardzo ciężki. - Widziałem, że ma świadomość tego, co się dzieje, że rozpoznał mnie jako księdza i choć nie mógł mówić, to widziałem, jak bardzo jest mu ciężko, że przez tę epidemię musi być sam. Nie ma przy nim nikogo bliskiego - zauważa.
Jak opowiadają kapelani, w minionych tygodniach doświadczają w związku z tym wyjątkowych sytuacji. - Ostatnio wszedłem na jeden oddział i usłyszałem bardzo radosne "Jest ksiądz. Tylko na księdza czekałam!" - wspomina ks. Stanisław. - Usłyszałem te słowa, wypowiadane przez łzy wzruszenia i radości i zrozumiałem, jak wielki dar przyniosłem. Nie dałem przecież tylko swojej obecności, ale przyniosłem samego Boga - opowiada.
- Takie sytuacje są zawsze dla kapelana największą nagrodą - zgadzają się salwatorianie.