Znów można podziwiać zabytkowy dom podcieniowy w Złotowie na Żuławach, który został zniszczony w pożarze w 2013 roku.
Marcelina Makowska mieszkała w tym domu od maja 1945 r., kiedy to trafiła na Żuławy wraz z innymi rodakami z Wołynia. – Był naprawdę przepiękny, robił ogromne wrażenie. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego domu. A przy tym był tak wielki, że gdy się wewnątrz coś zawołało, odpowiadało echo. Na początku, jako mała dziewczynka, nawet się trochę tego bałam – pani Marcelina wspomina z uśmiechem pierwsze chwile w Złotowie.
Noc z 8 na 9 marca 2014 r. była jednak ostatnią, jaką pani Marcelinie i jej bliskim przyszło spędzić pod dachem rodzinnego domu. – W nocy usłyszałam jakieś hałasy na strychu. Jakby ktoś przerzucał stare meble czy skrzynie. Ale pomyślałam: kto by robił coś takiego po północy? I wybiegłam na korytarz. Wtedy zobaczyłam płomienie... – zawiesza głos. Przez noc budynek spalił się doszczętnie.
– Zazwyczaj pewnie pozostałości byłby pewnie rozebrane i to byłby koniec historii tego zabytku, ale pani Marcelina przekonała mnie, że musimy go ratować i tak się zaczęła jego odbudowa, praktycznie od zera, która trwa do dziś – opowiada Filip Gawliński, historyk sztuki i prezes Fundacji Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej.
Zaznacza, celem było jak najwierniejsze odtworzenie stanu pierwotnego budynku– Chcieliśmy, aby wszystko było jak najbliższe oryginałowi, począwszy od dużych elementów, jak ściany czy filary w podcieniu, aż po drobniutkie elementy, jak zasuwki do okien czy włączniki światła. To naprawdę żmudna, precyzyjna i czasochłonna praca – wylicza historyk.
Obecnie z zewnątrz dom wygląda już jak z dawnych fotografii. – W ostatnim czasie wykonano remont stolarki zewnętrznej, czyli bogato rzeźbione drzwi zewnętrzne oraz konserwację drzwi tylnych, okiennice, schody we wnętrzach obiektu, instalację elektryczną i przeciwpożarową oraz alarmową. Przygotowano podłoża parteru do układania podłóg drewnianych – wymienia Filip Gawliński. Jego zdaniem to przedostatni etap prac. Obok wykończenia wnętrza zabytek czeka jeszcze bowiem kwestia ogrzewania.
– A wtedy już wierzę, że będę mogła wrócić do domu – dodaje pani Marcelina.
Całość artykułu w "Gościu Elbląskim" na 28 lutego.