Ratowanie drewnianych zabytków na Żuławach

Poprzez ratowanie tych drewnianych zabytków na Żuławach chce ocalić pewien styl życia.

Fundacja Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej ocaliła od ruiny już siedem zespołów zabytkowych na Żuławach. Kolejnych dziewięć czeka na przeniesienie w nowe miejsce. – Ale w tym wszystkim nie chodzi w ogóle o ratowanie zabytków – uśmiecha się tajemniczo Filip Gawliński, prezes fundacji.

– Ratowanie zabytków nie może być bowiem celem samym w sobie. I dla nas nie jest. Bo przecież tak naprawdę można się uprzeć, wyburzyć jakiś obiekt i postawić go np. z pustaków, obić drewnem i z zewnątrz będzie wyglądał tak jak poprzednio. Ale człowiek inaczej się w nim czuje, zmienił technologię stawiania tego budynku i zagubił sens życia w takim domu... tego już się nie da odratować – uważa F. Gawliński.

Stąd pomysł „wskrzeszenia” wioski Topolno Małe, która niegdyś składała się z ok. 30 gospodarstw, a w wyniku działania władz PRL oraz różnorodnych przekształceń rolnych dziś liczy sobie zaledwie... dwa domy.

Władze ludowe przejęły tamtejsze grunty i wyburzyły większość budynków, planując postawić tam wielki PGR. Okazało się, że wilgotna ziemia żuławska nie jest tak łatwa do uprawy, grzęzną w niej nawet najsilniejsze ciągniki, więc ambitne plany partii zostały porzucone, a o wsi zapomniano.

– Wielu naszych znajomych czy osób z zewnątrz zastanawia się, jaki ma sens odtwarzanie wsi, która – można powiedzieć – „przegrała z współczesnością”. Czy ma sens taki powrót do korzeni? My odpowiadamy: ma. I to głęboki – dodaje z uśmiechem.

Wspomina, że Topolno Małe „odkrył” ponownie na początku lat 2000. – To były wówczas tereny dziewicze, nikt się tym nie interesował. Działki były zapuszczone, powoli wkradał się już do nich las – mówi. W tym samym czasie do pana Filipa zaczęły zwracać się osoby, które miały zabytkowe domy, ale nie wiedziały, w jaki sposób im pomóc. – Wiedzieli, że my już wtedy uratowaliśmy drewniany dom w Brudzędach, więc prosili nas, abyśmy wzięli od nich stare, zabytkowe domy, bo sami mieszkali już w nowych, ale szkoda było im niszczyć te, w których się wychowali – wspomina.

Wtedy zdał sobie sprawę, że trzeba się wziąć za „lokowanie wsi”. – Ale od razu wiedziałem, że to nie może być skansen. Nie chciałem bowiem muzeum, w którym budynki stoją i „wyglądają”. Od razu odrzuciłem taką koncepcję. Chciałbym stworzyć wieś, która będzie żyła, a jednocześnie będzie przykładem harmonijnego krajobrazu – podkreśla.

Według planów fundacji do przeniesionego do Topolna budynku przypisana będzie także ziemia. – Sam budynek przecież na niewiele nam posłuży, trzeba mieć się przy nim czym zająć. Trzeba mieć krowy, świnie czy konie, coś, z czego będzie można żyć. Do tego jakąś uprawę, może ziemniaki, a może kwiaty... cokolwiek. Bo to jest sens życia na wsi – wylicza F. Gawliński.


Całość tekstu w „Gościu Elbląskim” na 14 marca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..