Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Dwadzieścia lat w piekle

Ta historia pokazuje, że Pan Bóg może pokonać każde zło.

Świadectwo Wiesława Jindraczka, wygłoszone podczas czuwania młodzieży w elbląskim seminarium było wielką przestrogą dla jego uczestników. Młodzi mogli wysłuchać opowieści mężczyzny, który przez narkotyki spędził ponad 20 lat w piekle. – Przez te lata brałem wszystko co tylko uderzało do głowy, choć głównie była to heroina, w naszym kraju nazywana również kompotem. Ona doprowadziła mnie na samo dno. Straciłem rodzinę, przyjaciół, znajomych. Straciłem wszystko – wspominał.

Pochodził z katolickiej rodziny. – Byłem ochrzczony, bierzmowany, a nawet przez pewien czas służyłem jako ministrant. Przyszedł jednak czas młodzieńczego buntu – wspominał. To w wieku ok. 15 lat powiedział Panu Bogu, że go nie potrzebuje. – Czułem, że Bóg i Dekalog ograniczają moją wolność. A ja przez wolność rozumiałem wtedy, że mogę robić to, na co tylko mam ochotę – opowiadał.

– Ale, jak mówi znane porzekadło, świat nie znosi pustki. I ja tę pustkę po Bogu zacząłem wypełniać alkoholem i imprezami – mówił pan Wiesław. Szybko jednak te używki to było dla niego za mało. Zaczął szukać mocniejszych wrażeń, sięgać po coraz mocniejsze środki. I tak w końcu trafił na narkomana, który pokazał mu czym jest heroina i nauczył robić „kompot”. – Kiedy zacząłem go produkować sam, miałem go w bród. Częstowałem innych. Nie obchodziło mnie to, że się uzależniali, że wielu umierało. Nie miałem wtedy sumienia. Moje sumienie zastąpiła strzykawka – opowiadał ze smutkiem.

Początkiem drogi wyjścia z upadku okazał się dla Wiesława Jindraczka rok 1999. Wtedy to, sam nie wiedząc dlaczego, zaczepił na ulicy ks. Wacława Grądalskiego. Kapłan ten już od lat był zaangażowany w pomoc osobom uzależnionym od narkotyków. To dzięki jego staraniom Wiesław trafił do ośrodka Cenacolo w Medjugorju. – Ja oczywiście wcale nie pojechałem tam po to, żeby się leczyć. Pomyślałem: „pojadę, odpocznę, sprawa przycichnie, wrócę i dalej będę sobie ćpał” – mówił.

Pobyt w tym chorwackim sanktuarium okazał się jednak dla niego zupełnie odmiennym doświadczeniem niż oczekiwał. W związku z tym, że nie chciał pracować nad swoim uzależnieniem szybko wylądował na ulicy. Okazało się także, że nie ma możliwości powrotu do Polski. Stoczył się więc jeszcze bardziej. Doświadczał potwornego głodu narkotykowego. Aby go zagłuszyć pił nieustannie alkohol. Było o krok od odebrania sobie życia.

Tym razem rękę wyciągnął do niego inny kapłan, o. Slavko Barbarić, ówczesny proboszcz w Medjugorju. Obiecał mu schronienie nad głową na kilka dni, w zamian za pracę i uczestnictwo w wieczornych modlitwach. – Na pracę nie miałem specjalnie sił, a na modlitwach nudziłem się niemiłosiernie, ale skoro taki był warunek mojego ewentualnego powrotu do Polski, to pomyślałem, że to przecierpię – wspominał W. Jindraczek. To właśnie wtedy jednak przyszła pamiętna dla mężczyzny adoracja Najświętszego Sakramentu. – Przeżyłem wtedy najstraszliwsze chwile swojego życia. Ogarnęła mnie ciemność. Poczułem całkowity brak nadziei, czarną rozpacz, a potem lodowaty, zwierzęcy strach. – W akcie desperacji zwróciłem się o pomoc do Boga, w którego przecież wtedy nie wierzyłem… Wyszeptałem: „Panie Boże, jeśli istniejesz, to zrób coś, bo ja już nie mam siły, nie potrafię tak żyć. Albo zabierz mnie stąd, albo zmień moje życie”… Nie wiem, ile to trwało, może 1–3 sekundy. W jednym momencie wszystko zniknęło: ciemność, rozpacz, strach, ból duszy i ciała… Poczułem, że w moją duszę wlewa się cudowny, błogi spokój. W jednej chwili z dna piekła znalazłem się w niebie – podsumowywał. Od tej pory pan Wiesław został także uwolniony od nałogu, bólu i głodu narkotykowego. – Nie mam konta w banku, ani wypasionej fury, ale jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo odnalazłem Boga – podkreślał.

Przesłanie pana Wiesława przemówiło do zgromadzonych. – W zasadzie człowiek wie, że narkotyki potrafią wyrządzić wiele zła, ale kiedy słyszy się świadectwo kogoś, kto tego zła doświadczył na sobie, to zdajemy sobie z tego lepiej sprawę – dzieliła się przeżyciami Wiktoria. – A historia pana Wiesława pokazuje jednocześnie, że nie ma tak wielkiego zła, z którym Pan Bóg by sobie nie był w stanie poradzić – dodawał Piotr.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy