Władze twierdzą, że miasta nie stać na zorganizowanie głosowania.
W Elblągu trwa spór wokół inicjatywy mieszkańców ws. rozpisania referendum odwołującego obecne władze miasta. Mieszkańcy zbierają obecnie podpisy pod wnioskiem dotyczącym takiego głosowania, argumentując, że w ratuszu dochodzi do nieprawidłowości, a miasto jest źle zarządzane. Przedstawiciele władz odpowiadają, że pomysłodawcy referendum opierają się na nieprawdziwych informacjach. Joanna Urbaniak, rzecznik prezydenta Elbląga Witolda Wróblewskiego, informuje, że jest tak w przypadku informacji o zadłużeniu miasta. – Kiedy w 2014 roku prezydent rozpoczynał kadencję, Elbląg był jednym z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Dług miasta wraz ze zobowiązaniami wynosił 379,4 mln zł. Wdrożony przez obecne władze i konsekwentnie realizowany przez ostatnie lata plan oddłużania miasta spowodował spadek zadłużenia do ok. 290 mln zł. To oznacza redukcję zadłużenia o blisko 90 mln zł – mówi rzecznik. Ratusz odrzuca także zarzut mieszkańców jakoby została podpisana niekorzystna umowa w sprawie dostaw ciepła. – Zawarta umowa w pełni zabezpiecza interesy elblążan, nie ogranicza dostępu do miejskiej sieci ciepłowniczej innym dostawcom i można ją rozwiązać przed formalnym jej zakończeniem – stwierdza J. Urbaniak. Ratusz twierdzi, że za podwyżki cen ciepła, które w ostatnim czasie dotknęły mieszkańców, w głównej mierze odpowiada spółka Skarbu Państwa Energa Kogeneracja, główny dostawca ciepła dla elblążan, która podwyższyła stawki dla mieszkańców o 50 proc. Ponadto władze miasta twierdzą, że Elbląga obecnie zwyczajnie nie stać na rozpisanie referendum. – Jego organizacja to koszt około pół miliona złotych. To środki mieszkańców, które trzeba będzie wydać z budżetu miasta. W przypadku referendum Państwowa Komisja Wyborcza nie finansuje jego organizacji, tak jak w planowych wyborach samorządowych – informuje rzecznik.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.