publikacja 11.06.2015 00:00
50 lat kapłaństwa. O prawdziwym budowaniu na lądzie, Boskich podpowiedziach i przekornych proboszczowskich upomnieniach z bp. Janem Styrną rozmawia Łukasz Sianożęcki
Do Elbląga skierował bp. Jana papież Jan Paweł II
Łukasz Sianożęcki /Foto Gość
Łukasz Sianożęcki: Świętuje Ksiądz Biskup 50. rocznicę święceń, ale droga do kapłaństwa zaczęła się pewnie dużo wcześniej niż pół wieku temu, już w rodzinie...
Bp Jan Styrna: Atmosfera w naszej rodzinie na pewno sprzyjała przyjęciu powołania. Nikt mi jednak niczego nigdy nie podpowiadał, ani rodzice, ani nikt inny. Nawet mój najstarszy brat Stanisław, który też jest księdzem – salezjaninem pracującym do dziś w Szczecinie – ani słowem nie zachęcał mnie do pójścia drogą kapłańską. W domu było nas dziesięcioro dzieci, sześciu braci i cztery siostry. Czasem żartuję, że wyrównały się „sprawy demograficzne” przez to nasze przyjęcie powołania kapłańskiego. Moja rodzina była rodziną typowo wiejską, rolniczo-rzemieślniczą. Rodzice mieli kawałek ziemi, który choć dobrze pielęgnowany i pomagający w utrzymaniu, nie wystarczyłby tak licznej rodzinie. Tata pracował jako zawodowy krawiec, a przy tym służył ludziom jako zegarmistrz i złota rączka, naprawiając różne urządzenia. Kiedy umarł, ludzie pytali: „Kto nam teraz będzie wszystko naprawiał?”.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.