Pionier nie znaczy żółtodziób

łs

publikacja 10.09.2015 16:30

Wyszli w tę trasę jako pierwsi, ale to wcale nie znaczy, że bez przygotowania.

Pionier nie znaczy żółtodziób Mikoszewo, 10.09.2015, I Żuławska Pielgrzymka Piesza do Gietrzwałdu, Etap z Nowego Dworu Gdańskiego do Przezmarka Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

Mimo że I Żuławska Pielgrzymka Piesza do Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej odbywa się po raz pierwszy, wszystko jest przygotowane perfekcyjnie. Pielgrzymi mają na każdym etapie przydzielone odpowiednie role: są wśród nich porządkowi czy odpowiedzialni za niesienie krzyża oraz tuby. Dzięki temu, że grupa jest nieduża, mało kto pozostaje bez obowiązków. Trasa jest dokładnie rozplanowana. Na każdy postój prowadzą wytyczne z precyzyjnymi wskazówkami.

Tak drobiazgowe przygotowanie grupy bierze się stąd, że ksiądz Marek był przez wiele lat kierownikiem Elbląskiej Pielgrzymki Pierwszej na Jasną Górę. - Dzięki temu doskonale wiem, jak ważny jest każdy szczegół - wspomina kapłan. Trasa została objechana czterokrotnie i zbadano na niej wszystkie ewentualne "pułapki", by uniknąć wszelkich niespodzianek.

Ksiądz przewodnik wskazuje również na rolę niewidzialnych bohaterów pielgrzymek, czyli osób działających na ich zapleczu, a bez których tak naprawdę pielgrzymi nie mogliby normalnie zmierzać do celu. - Wstaję jeszcze przed startem grupy, aby przygotować im kanapki i coś ciepłego do picia. Tak, aby na postoju już wszystko na nich czekało - mówi pan Andrzej, który na pielgrzymce jest "jednoosobowym centrum logistycznym". - Nawet przy małej grupie wszystko odbywa się podobnie.

Jeśli bus pana Andrzeja nie pojawiłby się odpowiednio wcześnie w punkcie docelowym, wówczas pielgrzymi pozbawieni byliby nie tylko prowiantu, ale również swoich plecaków.

A jak czują się sami pielgrzymi jako pionierzy? - Jest naprawdę wspaniale - mówi Grażyna, z którą rozmawiamy na początku drugiego dnia drogi. - Na pierwszym noclegu, w Nowym Dworze Gdańskim, przyjęto nas bardzo dobrze. Przy tym na trasie obyło się bez kontuzji, a pogoda cały czas dopisuje. Czego pielgrzym może chcieć więcej? - pyta retorycznie.

A czy nie żałują, że nie znalazło się więcej takich jak oni śmiałków, aby w większej grupie pokonywać przeciwności drogi. - W takiej małej drużynie na pewno pielgrzymuje się nieco inaczej niż w kilkusetosobowej grupie - zauważa Maciej. - Ma to jednak swoje plusy. Praktycznie od razu wszystkich się zna, więc od samego początku robi się sympatyczniej - zwraca z kolei uwagę Grażyna. - Jest też ciszej i spokojniej. Dzięki temu można lepiej przeżywać duchowo to pielgrzymowanie - podkreśla.