Trochę asfaltem, trochę wśród pajęczyn

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 29.08.2016 17:20

- Jeszcze chwila, a skończy się nasza pielgrzymka. Wydaje się, że za rogiem zobaczymy kopułę bazyliki watykańskiej - mówi ks. Andrzej Preuss.

Trochę asfaltem, trochę wśród pajęczyn Ks. Grzegorz Puchalski na Via Francigena ks. Andrzej Preuss

- A póki co definitywnie skończyły się Alpy, wszystko stało się płaskie i zaczęła się roślinność śródziemnomorska. Spotykamy wielkie platany, bananowce, kiwi, brzoskwinie, figi...

Dzień X pieszej pielgrzymki księży Andrzeja Preussa i Grzegorza Puchalskiego do Rzymu to licząca 36 kilometrów droga z Gropello Cairoli przez Pawię do Belgioioso. - Wyszliśmy bardzo wcześnie - o 5.30, ponieważ upały są trudne do zniesienia, a trudno było podarować sobie zwiedzanie Pawii - uroczego miasta z ponad dwutysiącletnią historią - mówi ks. Grzegorz.

- Idziemy trochę asfaltem, a później znaki prowadzą wzdłuż rzeki Ticino, zadrzewionym terenem rekreacyjnym. Zdaje się, że wszystkie pająki Europy postanowiły rozciągnąć pajęczyny w poprzek ścieżki. A owady zamiast w nie wpadać czekały na nas. Wyszliśmy stamtąd jak mumie w trzech czwartych zjedzone przez zajadłe bestie - śmieje się ks. Andrzej.

To w Pawii znajdują się doczesne szczątki św. Augustyna z Hippony, wielkiego doktora i ojca Kościoła. Pierwsze więc kroki pielgrzymi skierowali do kościoła, w którym umieszczone są relikwie. - Modliliśmy się przy nich. Mieliśmy też to szczęście, że wspomnienie liturgiczne tego wielkiego pasterza i teologa przypada na 28 sierpnia, wiec relikwie, które normalnie są zamknięte w metalowej skrzyni były wystawione do kultu w przezroczystej szkatule - opowiada kapłan. - Ponadto w Pavii urodził się także świetny piosenkarz włoski łat 70-tych Drupi - zwraca uwagę ks. Andrzej.

- Żeby na czas zwiedzania miasta uwolnić się od plecaków, pozostawiliśmy je na portierni tutejszej kurii biskupiej - opowiada ks. Grzegorz. Pielgrzymom musiało wystarczyć zaledwie 2 godziny, by zobaczyć choć w części ważne zabytki tego miasta.

A potem długi prawie osiemnastokilometrowy marsz asfaltową drogą wzdłuż pól i parków. - Było ciężko. Naprawdę - dodaje. - Dalej drogą okazała się katorgą. Przeszliśmy te 36 km, ale upał mało nie doprowadził nas do udaru. No cóż... pielgrzymka to nie tylko miłe spotkania i piękne widoki. Doszliśmy do Belgioioso, zmordowani, spaleni, przepoceni... - podsumowuje ks. Andrzej.

Jak mówi ks. Grzegorz. cenne jest to, że we Włoszech kościoły czy to w małych czy większych miejscowościach są zasadniczo otwarte i można do nich wstąpić na chwile modlitwy, czego nie ma na Camino w Hiszpanii. - Tam z reguły, zwłaszcza na północy kraju "odbijaliśmy się" od zamkniętych drzwi kościołów. Tutaj jest zdecydowanie lepiej. Zasadniczo też tam, gdzie są kościoły parafialne są też codzienne Msze św. rano lub wieczorem, wiec nie mamy kłopotów, żeby się dołączyć do koncelebry lub w przypadku, gdy Msza św. juz się odbyła, odprawić ją samemu w kościele. 

Pielgrzymka jest ciekawa i wymagająca również przez niespodzianki, które się przytrafiają pątnikom w drodze. - Tak było wczoraj: wieczorem zauważyłem, ze straciłem w telefonie prawie wszystkie moje kontakty; pozostała ich tylko niewielka cześć - mówi ks. Grzegorz. - Telefon nie sygnalizował niczego problematycznego i nie mogłem, pomimo konsultacji w żaden sposób dojść do przyczyn, ani cofnąć sytuacji. Na szczęście następnego dnia wieczorem w tak samo tajemniczy sposób kontakty powróciły na swoje miejsce. Bogu dzięki, bo bez telefonu jak bez ręki nawet na pielgrzymce.

Kolejny dzień drogi z Belgioioso do Calendasco (32 km.).  - Wyruszyliśmy jeszcze wcześniej niż wczoraj, ponieważ umówiliśmy się na przeprawę przez rzekę Pad na południe - mówi ks. Grzegorz. -  Byliśmy o czasie podobnie jak nasz przewoźnik Danielo Parisi - przesympatyczny starszy mężczyzna o dużym poczuciu humoru. Szybko rozpoznał w nas księży, poopowiadał o historii tego miejsca, tędy bowiem przeprawiał się abp Sigeric w 990 roku, idąc z Canterbury do Rzymu i z powrotem. Potem podstemplował nam nasze credentiale, czyli paszporty pielgrzyma, pokazał drogę i dał kilka potrzebnych rad.