Na półmetku

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 05.09.2016 15:15

I tak upłynął wieczór i poranek - dzień... szesnasty.

Na półmetku Msza Święta na zboczu góry. Ks. Andrzej Preuss i ks. Grzegorz Puchalski ks. Grzegorz Puchalski /Foto Gość

Pielgrzymi mają za sobą kolejny forsowny górski dzień. Droga wiodła z Berceto przez Monte Valoria i przełęcz Passo della Cisa do Pontremoli. - Były długie zejścia, ale były też dwa konkretne podejścia, przy których doświadczaliśmy naprzemiennie swojej niemocy i siły - opowiada ks. Grzegorz. Na trasie było też sporo sytuacyjnego humoru. - W taki sposób poznaliśmy Daniela - Włocha, którego pomyliliśmy z "naszym" Roberto, potem razem zjedliśmy śniadanie i wędrowaliśmy przez cały dzień.

Tego dnia Mszę Świętą kapłani odprawili w malutkim oratorium św. Klary. W Eucharystii uczestniczyły uczestniczyły trzy osoby. - Mieliśmy też radość modlitwy przy relikwiach św. o. Pio, które są w parafii w Pontremoli. Potem jeden z naszych znajomych Włochów pielgrzymów - Marco, aktor, zechciał przygotować dla nas kolację (na 6 osób). Dobry z niego kucharz. I tak upłynął wieczór i poranek dnia szesnastego naszej Drogi. 

Kolejnego dnia miało być trochę prościej. - Ale jak się jest w górach, to nie ma chodzenia po płaskim i tyle - mówi ks. Grzegorz. Według mapy z przewodnika miało być prawie płasko. - Faktycznie, na płaskiej papierowej mapie wszystko jest płaskie. Ale nie w Apeninach. Sto w górę, pięćdziesiąt w dół... dwieście siedemdziesiąt w górę... I sto w dół.... - wylicza ks. Andrzej. Słońce grzało mocno, ale na szczęście dla pielgrzymów leśne szlaki są porośnięte drzewami dającymi dużo cienia. Przy takim upale jak w Italii to zbawienny ratunek dla organizmu. - Po dniu dzisiejszym jesteśmy na półmetku Via Francigena - dodaje kapłan z Elbląga.

Tak po pagórkach pątnicy docierają do parafii w Aulla. - Tam spotkaliśmy ks. Gianniego, który był kilkakrotnie w Polsce w kontekście posługi w ramach Drogi Neokatechumenalnej - opowiada ks. Grzegorz. - Przyjął nas bardzo serdecznie. Zostaliśmy też uraczeni porcją muzyki wysokiej próby w wykonaniu dziewczęcego chóru z anglikańskiej szkoły katedralnej w Southwell, wspartego śpiewem kilku dorosłych chórzystów. Byliśmy pod dużym wrażeniem głosów tych dziewcząt.  

- Tak pięknie śpiewali, że zapomniałem o trzeszczących stawach - śmieje się ks. Andrzej. Potem kolacja w powiększonym o kilku pielgrzymów gronie i sen.

Dzień osiemnasty - sobota. Przed szóstą pielgrzymi wyruszają do Avenzy. - Idzie z nami Daniel - młody człowiek z Lucci. Zgubił latarkę, a ruszamy w nocnych czeluściach - opowiada ks. Andrzej. Od razu za miastem zaczyna się okrutnie strome podejście. Po wąskich, kamiennych ścieżkach trudno się wspinać. - Już po dwustu metrach wspinaczki wiedzieliśmy, że to nie jest wycieczka gimnazjalistów. Zaczęło się poręczowanie. Trzeba było uważać, żeby nie odpaść od ściany... Czuliśmy się jak... himalaiści.

Najgorsze zaczęło się po wschodzie słońca: owady - całe hordy krwiożerczych istot. - Około godziny 7.00 obudziły się muchy końskie, które z wielka pasją zaczęły nas nękać, licząc na łatwe śniadanie. Musieliśmy więc oprócz pilnowania szlaku, ocierania potu z czoła i patrzenia pod nogi oganiać się przed nimi, a i tak kilkakrotnie zostaliśmy pokonani - mówi ks. Grzegorz.  

Następny postój odbywa się przy ruinach zamku na zboczu góry. Tam też kapłani odprawili Mszę św.  - Tam również doszedł nas Roberto i już w czwórkę kontynuowaliśmy dalszą część zejścia z gór. Potem kawa w przydrożnym barze i dalsze pielgrzymowanie już po płaskim terenie - mówi ks. Grzegorz.

W końcu pątnicy docierają do Avenzy, do schroniska parafialnego dla pielgrzymów. - A że było blisko do morza, więc nie mogliśmy podarować sobie kąpieli. Cudownie jest po całym dniu kosztować morskiej kąpieli! Na koniec dnia wybraliśmy się do typowego baru włoskiego na bardzo dobrą - jak się okazało - kolację.

- Kąpiel w morzu i kolacja w pizzerii "Pod Pielgrzymem" wynagrodziły nam wszystkie trudy. Pan Bóg ma swoje metody, żeby przyjść do człowieka z pocieszeniem. Jak to mawia o. Krzysztof Wons: "Zajmij się słowem Bożym, a ono zajmie się twoim życiem" - zauważa ks. Andrzej.