Nie zmieniamy naszego celu

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 12.09.2016 14:27

Katedra co krok, kolacja z obmyciem czystych nóg oraz lody od mistrza świata - takie rzeczy tylko na Via Francigena.

Nie zmieniamy naszego celu Ks. Andrzej Preuss i ks. Grzegorz Puchalski z mistrzem Dondoli. ks. Andrzej Preuss

Cały czas towarzyszymy księżom Andrzejowi Preussowi i Grzegorzowi Puchalskiemu w ich pieszej wędrówce do Rzymu. Dziś relacja z dnia 22. 23. i 24.

- Dzień święta Narodzenia Matki Bożej stał się dla nas dniem wypoczynku - mówi ks. Grzegorz. - Był to wstydliwie krótki etap. Tak wstydliwy, że aż nie powiem ile kilometrów - śmieje się ks. Andrzej. Tego dnia pielgrzymi pokonali zaledwie 14,5 kilometra, co w porównaniu z poprzednimi często grubo ponad 30-kilometrowymi odcinkami rzeczywiście niewielka odległość.

Zatrzymali się w konwencie augustianów, w niezwykle urokliwym miasteczku San Gimignano. - Całe miasto, z zamkiem, wieżami, uliczkami: kamienne, jakby nie tknięte przez czas i człowieka. Perełka - opowiada ks. Andrzej. - Prawie tak piękne to miasto, jak nasze Szczytno - śmieje się. - Miasto słynie jeszcze i z tego, że tutejsza lodziarnia otrzymała laur i tytuł producenta najlepszych lodów na świecie. Nawet udało nam się zrobić zdjęcie z właścicielem.

- Tam też spotkaliśmy się z ks. Tomaszem Korszuniem, kapłanem z Elbląga, pracującym we florenckiej diecezji. Wspólnie z nim zwiedziliśmy miasto i zjedliśmy lody we wspomnianej lodziarni mistrza świata - rzeczywiście bardzo dobre - dodaje ks. Grzegorz.

Samo miasto jest również wyjątkowe ze względu na ilość wież. - Doliczyłem się dziesięciu - opowiada ks. G. Puchalski. Chodzi tu o wieże mieszkalne jako części domów. Ta ilość wież jest wynikiem ambicji i współzawodnictwa ówczesnych rodów, które tam zamieszkiwały.

W czasie wizyty w San Gimignano pielgrzymi zwiedzili również piękną, pełną fresków katedrę. - Być może kogoś dziwi, ze codziennie jesteśmy w jakiejś katedrze, ale to jest Italia. Jeszcze do niedawna było tu około 250 diecezji! - zauważa ks. Grzegorz. - A zatem bywało tak, że jedna stolica biskupa była oddalona od drugiej o zaledwie 20 km. Z wieży katedralnej dało się zobaczyć wieżę drugiej katedry. Obecnie ilość diecezji została nieco zmniejszona, ale nazwa "duomo" - katedra - dla poszczególnych kościołów pozostała. 

Zwiedzania pięknych miejsc jest na tej pielgrzymce sporo, ale jeszcze więcej jest oczywiście modlitwy. - Jak to jest na pielgrzymce. Rozpoczynamy marsz od błogosławieństwa, którego udzielamy sobie na drogę, potem rozpoczynamy modlitwy poranne i I część różańca. Po śniadaniu zabieramy się za kolejna część różańca i koronkę do Bożego miłosierdzia; około południa jest czas na Anioł Pański i III część różańca. Potem słuchamy katechez, które mamy w mp3. Po południu szukamy miejsca na Mszę św. a modlitwy wieczorne są indywidualne - streszcza plan dnia ks. Grzegorz.

- Czasami korzystamy z modlitwy Jezusowej i generalnie w sercu wypowiadamy wiele aktów strzelistych. Nic bowiem z tego, co dzieje się w czasie Drogi nie jest wyłączone z relacji z Panem Bogiem.

Kolejny dzień toskańskiej części Via Francigena prowadzi do małej miejscowości o nazwie Abbazia Isola, która wzięła swoją nazwę od fundacji benedyktyńskiej ustanowionej w tym miejscu na początku XI wieku. - Tu też czekała nas miła niespodzianka: po Mszy św. zostaliśmy zaproszeni do udziału w obrzędzie umycia nóg pielgrzymom - mówi ks. Grzegorz. - A dokładnie jednej nogi - precyzuje ks. A. Preuss. - W dodatku w moim przypadku trafiło na tę czystszą. Nie miałem szczęścia tym razem...

Następnego dnia pątnicy docierają do Sieny. - Byliśmy na miejscu juz o godz. 11.15, a to wszystko na czczo. Nie przewidzieliśmy bowiem, ze po drodze nie ma żadnego baru i dopiero po dojściu do Sieny zjedliśmy późne śniadanie - opowiada ks. Grzegorz. - Po rutynowej kąpieli, praniu i godzinie spędzonej w pozycji horyzontalnej wyruszyliśmy na zwiedzanie tego pięknego miasta. Nie mając wiele czasu musieliśmy się ograniczyć do kilku miejsc.

Pielgrzymi zwiedzili najpierw przepiękną katedrę sieneńską, z jej bogatą fasadą główną i posadzką, następnie udaliśmy się do domu św. Katarzyny XIV-wiecznej mistyczki, doktora Kościoła i patronki Europy, a następnie do dominikańskiej bazyliki, gdzie znajduje się głowa (sic!) Świętej.  - Poleciliśmy św. Katarzynie sprawę I Synodu Diecezji Elbląskiej. Potem udaliśmy się przez Piazza del Campo do kościoła Zakonu Sług Maryi, gdzie odprawiliśmy Mszę św. - wymienia kapłan.

Nocleg tym razem zapewniają pielgrzymom siostry szarytki. - Podjęły nas i wszystkich pielgrzymów z dużą serdecznością i suto zastawionym stołem. Noc na zewnątrz była hałaśliwa, jak to bywa w centrum włoskiego miasta w sobotę wieczorem, a okna nie sposób było zamknąć ze względu na temperaturę, ale ostatecznie udało nam się zasnąć - wspomina kapłan z Elbląga.

Następnego dnia kapłani wspominają jeszcze przygodę z poprzedniego etapu. - W drodze spotkaliśmy "tambylca", który dowiedziawszy się, że idziemy do Rzymu, zaczął krzyczeć: "nie idźcie do Rzymu. To miasto złodziei. Idźcie na Monte Cassino" - opowiada z uśmiechem ks. Andrzej. "Rady" miejscowego nie mają jednak wpływu na polskich pątników. - Nie zmienimy celu pielgrzymki. Cały czas idziemy do Stolicy Piotrowej - podkreśla ks. Andrzej.