Życie z pasją

Agata Bruchwald Agata Bruchwald

publikacja 22.05.2018 11:53

Pielgrzymując do Fatimy, pan Leszek dziennie pokonywał na rowerze ok. 157 kilometrów.

Życie z pasją Pielgrzymka do Fatimy archiwum /L.Ziemnicki

Zamiłowanie do dalekich wypraw rowerowych skłoniło Leszka Ziemnickiego, by 100-lecie objawień Matki Bożej w Fatimie uczcić rowerową wyprawą do Portugalii. Choć mieszka w Iławie, wyruszył z Gietrzwałdu. Wiązało się to ściśle z podziałem pielgrzymkowej trasy na trzy etapy. Pierwszy kończył się w Lourdes, drugi w Santiago de Compostela, a trzeci - w Fatimie.

Potrzebował 25 dni

Pomysł wyprawy pojawił się 8 lat temu, wyruszyć miało kilka osób. Znajomi pana Leszka z różnych względów - zawodowych, osobistych - nie mogli pojechać.

Podróżnik nie zniechęcił się jednak i 10 września, czyli w ostatnim możliwym terminie, by móc zdążyć na uroczystości rocznicowe w Fatimie, wyruszył sam. Na dotarcie do celu potrzebował 25 dni.

Założył, że przez Niemcy dziennie będzie jechał po 140 kilometrów, a przez pozostałe państwa 145 km. - W rzeczywistości średnio, pokonywałem ponad 157 kilometrów, a to jest sporo - mówi rowerzysta.

W 2000 roku pan Leszek na dwóch kółkach przemierzył Ziemię Świętą. Z perspektywy roweru poznał m.in. kraje nadbałtyckie, Bałkany. Tym, którzy chcieliby wyruszyć w rowerową pielgrzymkę, poleca, by wybrali się do Agłony, gdzie znajduje się bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

- To jest łotewska Częstochowa - przekonuje pan Leszek. Główne uroczystości odbywają się tam 15 sierpnia. Biorą w nich udział pielgrzymi z Litwy, Łotwy, Estonii.

Rady pielgrzyma

- W trasie trzeba być zaradnym. Ja staram się nikomu nie zawracać głowy - opowiada pan Leszek. Mężczyzna nocował na kempingach albo w ich pobliżu, jeśli nie zdążył przed zamknięciem obiektu. Poleca, żeby namiot rozstawiać na rżysku, odradza natomiast rozstawiać go w lesie i na łące.

Pan Leszek przyznaje się, że nie przejechał rowerem całej trasy do Fatimy. Zdarzały się odcinki z tak stromymi wzniesieniami, że schodził z roweru i… szedł.

Pokusa, żeby skorzystać z szybszego środka transportu pojawiła się, gdy do rozpoczęcia uroczystości w Fatimie, czyli 12 października, było już niewiele czasu. Sił fizycznych panu Leszkowi nie brakowało, obawiał się jednak, że się spóźni. Pielgrzym zdecydował się na osobliwe rozwiązanie: jechał bez snu dzień, noc i kolejny dzień.

- Między godziną 4 a 6 rano pojawił się moment kryzysu. Żeby nie zasnąć za kierownicą, modliłem się za rodzinę i znajomych. To było nieustanna modlitwa - wspomina.

Pan Leszek nie rozstaje się z różańcem. - Odmówienie trzech części każdego dnia to dla mnie norma - mówi. Jadąc rowerem, można równocześnie odmawiać tę modlitwę. Wystarczy obrączka na palcu. Pedałując, bez problemu da się przysuwać kolejne paciorki.

Plany? Może Rumunia

Obowiązku, żeby każdego roku pojechać gdzieś daleko, pan Leszek nie czuje, bo nie o poprawienie osobistych statystyk mu chodzi. Tegoroczne plany? Konkretnych jeszcze nie ma, ale w związku ze 100-leciem odzyskania przez Polskę niepodległości chciałby wybrać się do Rumunii - do miejscowości takich jak Suczawa czy Kaczyka.

- W Kaczyku od 200 lat mieszkają Polacy. Jest to ostoja Kościoła katolickiego w Rumunii - tłumaczy.

Pokonując dziennie dziesiątki kilometrów, mięśnie przyzwyczają się do wysiłku i po pewnym czasie nie ma znaczenia, czy przejedzie się 50 czy ponad 100 kilometrów. Pielgrzym podpowiada jednak, że ważna jest ekonomia jazdy. Nie można gwałtownie przyspieszać czy też jechać z maksymalną prędkością. Wszystko z umiarem, chyba że ucieka się przed burzą, ale to już zupełnie inna historia.