Motory, wyścigi i ewangelizacja

Łukasz Sianożęcki

publikacja 05.06.2018 06:00

– W takim sporcie jak nasz nie ma zbyt wielu zawodników, którzy się nie modlą przed startem. Msza Święta po zawodach to dobre rozwiązanie – przyznaje Mieszko Gotkowski, mistrz Polski w motocrossie.

Nad torem w Ogrodnikach czuwa Matka Boża Fatimska. Nad torem w Ogrodnikach czuwa Matka Boża Fatimska.
Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

Czy ryk potężnych maszyn, zapach spalin z motocyklowych silników, kurz unoszący się spod kół, buzującą adrenalinę i inne ekstremalne doświadczenia można połączyć z Ewangelią, głoszeniem i delikatnym powiewem Ducha Świętego? Jest grupa zapaleńców z Elbląga, która uważa, że to możliwe!

Nazywają się Christophoros

– Gdyby ktoś powiedział mi w ubiegłym roku, że będę organizował takie zawody, to nie uwierzyłbym – mówi Mieszko Gotkowski, wielokrotny zdobywca Pucharów Polski i mistrz Polski w zawodach motocrossowych. – Wiele osób chce organizować zawody na podobnym poziomie, ale ja wcale o to nie zabiegałem. To Pan Bóg postawił nas w tej sytuacji – dodaje. Mieszko jest wiceprezesem w zarządzie stowarzyszenia Christophoros. – Bez wsparcia naszej organizacji nigdy bym się nie podjął organizacji rundy mistrzostw Polski i Pucharu Polski – przyznaje na wstępie.

– Jest to dla nas wielkie wyzwanie zarówno pod względem logistycznym, jak i organizacyjnym – mówi Andrzej Michalczyk, kolejny z przedstawicieli stowarzyszenia. – Chyba największe do tej pory, w niedługiej historii naszej wspólnoty. Ale wiemy, że z Bożą pomocą podołamy.

Już niedługo, 11 i 12 sierpnia, w podelbląskich Ogrodnikach (pomiędzy Milejewem a Jelenią Doliną) odbędzie się runda Mistrzostw Polski i Pucharu Polski w SuperEnduro. – Na początku towarzyszył nam lęk, lecz po pokonaniu wielu przeszkód, które napotkaliśmy, dostaliśmy zgodę z Polskiego Związku Motorowego i informację, że te zawody odbędą się właśnie u nas – wyjaśnia Mieszko. W zmaganiach będą mogli uczestniczyć motocykliści od klasy Amator, poprzez Junior, aż do Masters. W osobnej kategorii będą ścigały się panie. To będzie pierwsza w historii naszego miasta tego typu impreza w sportach motorowych. A jednocześnie pierwsza w historii impreza motorowa połączona zewangelizacją. – Planów mamy naprawdę mnóstwo – mówi M. Gotkowski. – Przewidujemy nie tylko Mszę Świętą polową, ale również koncert uwielbienia i występ gwiazdy, która na razie jest jeszcze tajemnicą – dodaje z uśmiechem.

Oczywiście także na tych, którzy przybędą jedynie dla rywalizacji sportowej, będzie czekało mnóstwo atrakcji. – Zaprosiliśmy na nasze zawody strażaków. Na pewno przywiozą swoją grochówkę i grill. Zapewne będą też chcieli zaprezentować swoje umiejętności podczas pokazów. Koło Gospodyń Wiejskich w Ogrodnikach również przygotuje coś specjalnego. Podobnych atrakcji będzie na pewno wiele – zapewnia organizator.

W czasie zawodów zobaczymy na najeżonej trudnościami trasie około 100 zawodników. – Każdy z nich przyjeżdża jednak ze swoją ekipą – są to przynajmniej trzy, cztery osoby z obsługi na jednego zawodnika. To daje razem prawie 500 osób – wylicza wiceprezes stowarzyszenia Christophoros. Procedury zawodów wyglądają niemal identycznie jak w transmisjach telewizyjnych innych zmagań w motorsporcie, jak choćby w Formule 1. Zawodnicy przechodzą przed startem konieczną odprawę, gdzie przypomina im się najważniejsze zasady panujące na torze. O ustawieniach na polach startowych decydują kwalifikacje – najszybszy zawodnik dostaje najdogodniejsze pole.

Tak można promować bezpieczeństwo

Czym byłby jednak sport bez kibiców… – W tym roku obserwujemy ciekawą tendencję. Dość mocno zwiększyła się liczba widzów przybywających na nasze zawody – ocenia Mieszko. – Nie wiem, czy wynika to z zainteresowania mediów dyscyplinami off-roadowymi, czy może po prostu z faktu, że zamknięto w niedzielę galerie handlowe i ludzie szukają innych form spędzania czasu – uśmiecha się. Jak wspomina, startował już w tym sezonie w zawodach, które obserwowało 10 tys. widzów. – Jeśli taka liczba nawiedzi nasze skromne miejsce, będzie to pełny sukces. Oby ich było jak najwięcej.

– Ktoś mógłby zapytać, po co my to w ogóle robimy – zauważa Mieszko. – Nie chodzi tylko o to, aby ludzie mogli popatrzeć na fajne motocykle, ale również o naukę i wpajanie nawyków bezpieczeństwa na drodze. Zależność jest bardzo prosta. Kiedy młody człowiek, który dopiero co zdobył prawo jazdy, nauczy się swoją energię spalać w kontrolowanych warunkach na zamkniętym torze, nie będzie czuł potrzeby, aby wciskać gaz do dechy na drodze publicznej, narażając na niebezpieczeństwo siebie i innych – tłumaczy.

Jak podkreślają organizatorzy zawodów, wydarzenie to jest nie tylko widowiskiem i rozrywką. – Wierzymy, że przyczyni się ono do integracji naszych lokalnych społeczności, m.in. parafii w Milejewie, na której terenie rozgrywają się zawody – wyraża nadzieję wiceprezes. Wyścigi lekkich motocykli na krętej i wyboistej trasie są niewątpliwie widowiskowe i ekscytujące. – To jest nasz haczyk do przyciągnięcia ludzi i pokazania im tego, co w działalności naszego stowarzyszenia uważamy za najważniejsze, czyli możliwości zaproszenia Pana Jezusa do wszystkich sfer naszego życia – wyjaśnia A. Michalczyk.

Modlitwa na torze motocrossowym

– Pomysł na ewangelizację zrodził się z doświadczenia bywania na zawodach w różnych miejscach w Polsce i za granicą – opowiada M. Gotkowski. Zazwyczaj imprezy motocrossowe to zmagania rozciągnięte na dwa weekendowe dni. – Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę zawodnik jest zajęty od 8 do 18. Przebywamy często w miejscach nam kompletnie nieznanych, więc znalezienie wieczornej, sobotniej Mszy Świętej jest dla nas ogromnym wyzwaniem. A przecież wśród zawodników jest wiele osób, które mają takie pragnienie – wspomina. – W takim sporcie jak nasz nie ma zbyt wielu zawodników, którzy nie modlą się przed startem. Nie oszukujmy się, jest to sport ekstremalny – prędkości są duże, skoki wysokie – ocenia mistrz Polski. – Każdy w sercu prosi o błogosławieństwo szczęśliwego ukończenia zmagań, bo występuje w nim tak wiele niezależnych od człowieka zdarzeń, że nie można na trasie zawierzać tylko sobie.

Dlatego Mieszko postanowił, że Elbląg będzie pierwszym miejscem, gdzie tuż po zakończeniu zawodów startujący w nich oraz widzowie będą mieli szansę na spotkanie z Jezusem w Eucharystii. – Mam więc nadzieję, że elbląskie zawody nie tylko będą pierwszymi rozgrywkami z elementem ewangelizacyjnym, ale że tę praktykę będzie można wprowadzić podczas innych rund – dodaje.

– Chcemy wychodzić z Ewangelią nawet w najtrudniejsze miejsca – mówi Andrzej. – Nawet tam, gdzie nas, chrześcijan, katolików, ludzi wierzących, postrzega się jako „nawiedzonych” – uśmiecha się zawodnik. – Kiedy inni zobaczą, że ludzie się modlą, że Pan Bóg działa, że niekoniecznie muszą to robić w przestrzeni kościoła, ale np. w lesie czy na torze motocrossowym, może się zastanowią. Może przyjdzie refleksja, że Pan Bóg jest wszędzie i że to, co robimy, nie jest czymś dziwnym czy niezrozumiałym, ale realizacją najważniejszej potrzeby każdego człowieka, czyli spotkania z Bogiem.