Ratowanie drewnianych zabytków na Żuławach

Łukasz Sianożęcki Łukasz Sianożęcki

publikacja 17.03.2021 09:50

Poprzez ratowanie tych drewnianych zabytków na Żuławach chce ocalić pewien styl życia.

Ratowanie drewnianych zabytków na Żuławach Przy tym drewnianym domu na Żuławach już trwają prace renowacyjne. Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

Fundacja Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej ocaliła od ruiny już siedem zespołów zabytkowych na Żuławach. Kolejnych dziewięć czeka na przeniesienie w nowe miejsce. – Ale w tym wszystkim nie chodzi w ogóle o ratowanie zabytków – uśmiecha się tajemniczo Filip Gawliński, prezes fundacji.

– Ratowanie zabytków nie może być bowiem celem samym w sobie. I dla nas nie jest. Bo przecież tak naprawdę można się uprzeć, wyburzyć jakiś obiekt i postawić go np. z pustaków, obić drewnem i z zewnątrz będzie wyglądał tak jak poprzednio. Ale człowiek inaczej się w nim czuje, zmienił technologię stawiania tego budynku i zagubił sens życia w takim domu... tego już się nie da odratować – uważa F. Gawliński.

Stąd pomysł „wskrzeszenia” wioski Topolno Małe, która niegdyś składała się z ok. 30 gospodarstw, a w wyniku działania władz PRL oraz różnorodnych przekształceń rolnych dziś liczy sobie zaledwie... dwa domy.

Władze ludowe przejęły tamtejsze grunty i wyburzyły większość budynków, planując postawić tam wielki PGR. Okazało się, że wilgotna ziemia żuławska nie jest tak łatwa do uprawy, grzęzną w niej nawet najsilniejsze ciągniki, więc ambitne plany partii zostały porzucone, a o wsi zapomniano.

– Wielu naszych znajomych czy osób z zewnątrz zastanawia się, jaki ma sens odtwarzanie wsi, która – można powiedzieć – „przegrała z współczesnością”. Czy ma sens taki powrót do korzeni? My odpowiadamy: ma. I to głęboki – dodaje z uśmiechem.

Wspomina, że Topolno Małe „odkrył” ponownie na początku lat 2000. – To były wówczas tereny dziewicze, nikt się tym nie interesował. Działki były zapuszczone, powoli wkradał się już do nich las – mówi. W tym samym czasie do pana Filipa zaczęły zwracać się osoby, które miały zabytkowe domy, ale nie wiedziały, w jaki sposób im pomóc. – Wiedzieli, że my już wtedy uratowaliśmy drewniany dom w Brudzędach, więc prosili nas, abyśmy wzięli od nich stare, zabytkowe domy, bo sami mieszkali już w nowych, ale szkoda było im niszczyć te, w których się wychowali – wspomina.

Wtedy zdał sobie sprawę, że trzeba się wziąć za „lokowanie wsi”. – Ale od razu wiedziałem, że to nie może być skansen. Nie chciałem bowiem muzeum, w którym budynki stoją i „wyglądają”. Od razu odrzuciłem taką koncepcję. Chciałbym stworzyć wieś, która będzie żyła, a jednocześnie będzie przykładem harmonijnego krajobrazu – podkreśla.

Według planów fundacji do przeniesionego do Topolna budynku przypisana będzie także ziemia. – Sam budynek przecież na niewiele nam posłuży, trzeba mieć się przy nim czym zająć. Trzeba mieć krowy, świnie czy konie, coś, z czego będzie można żyć. Do tego jakąś uprawę, może ziemniaki, a może kwiaty... cokolwiek. Bo to jest sens życia na wsi – wylicza F. Gawliński.


Całość tekstu w „Gościu Elbląskim” na 14 marca.