„Aromat” nowożytnego Elbląga

łs

|

Gość Elbląski 08/2024

publikacja 22.02.2024 00:00

Nieprzyjemne zapachy unoszące się w mieście były nie tylko kwestią natury estetycznej, ale rodziły wiele innych problemów.

Spotkanie prowadził dr hab. Dariusz Kaczor z Uniwersytetu Gdańskiego. Spotkanie prowadził dr hab. Dariusz Kaczor z Uniwersytetu Gdańskiego.
Łukasz Sianożęcki /Foto Gość

Zalegające na ulicach sterty śmieci i odpadków, bliskość rzeki, do której trafiała większość miejskich nieczystości, obecność licznych zakładów produkcyjnych i stłoczenie dużej liczby mieszkańców na stosunkowo małym terenie. To wszystko sprawiało, że nowożytny Elbląg był miastem, nad którym musiał unosić się specyficzny aromat.

– Czy to znaczy, że w Elblągu pomiędzy XVI a XVIII wiekiem jakoś wyjątkowo mocno śmierdziało? Trudno to stwierdzić jednoznacznie, ponieważ źródła historyczne rzadko kiedy wprost odnoszą się to tej specyficznej, ulotnej materii – mówił dr hab. Dariusz Kaczor podczas spotkania 13 lutego w Kawiarence Historycznej organizowanej cyklicznie przez elbląskie muzeum. – Nawiązując jednak do słów Patricka Suskinda, który w swoim dziele Pachnidło pisał, że Paryż jako największe miasto Francji śmierdzi spośród nich najbardziej, to najprawdopodobniej ówczesny Elbląg należący do dużych miast pruskich śmierdział nieco mniej niż Gdańsk, a nieco bardziej niż Malbork – żartował prelegent.

W swoim wykładzie dr Kaczor opowiadał o tym, jak radzono sobie z wszelkimi problemami sanitarnymi w nowożytnych miastach pruskich. – Był to czas, kiedy nie weszły jeszcze do użytku wszelkie rozwiązania, które znamy już współcześnie, a które zaczęły pojawiać się w XIX wieku, ale jednocześnie było już lepiej niż w średniowieczu – zauważał. Jak mówił, mimo że liczba ludności Elbląga, która w tamtym czasie oscylowała w okolicy 20 tys. mieszkańców, w dzisiejszych czasach nie wydaje się być wielką, to zagęszczenie jednak było tak duże, że musiało rodzić sporo problemów. – Przede wszystkim pamiętajmy, że Elbląg to port morski, więc powstawały w nim ogromne ilości odpadków związane z rybołówstwem i handlem. Dobrze rozwinięty był również przemysł mięsny – w mieście hodowano wówczas świnie, konie i inne zwierzęta. Zapach unoszący się z okolic licznych rzeźni nie był więc przyjemny. Podobnie uciążliwe były zakłady zajmujące się obróbką skór. Kuśnierze również produkowali sporo odpadków…, a jednocześnie smrodu – wyliczał prelegent.

Mieszkańcy więc dość regularnie składali skargi do władz miasta no to, że np. jakiś zakład zanieczyszcza wodę czy psuje powietrze. – Kiedy jednak władze miejskie proponowały, aby problem smrodu rozwiązać poprzez podniesienie podatków, to naturalnie mieszkańcy już nie palili się jakoś wyjątkowo do wprowadzania tych rozwiązań – wyjaśnił.

Problemy natury sanitarnej nie należały jednak wyłącznie do kwestii estetycznych. – Jak np. wówczas, gdy zarządzono alarmowe sprzątanie miasta, kiedy odwiedzić miał je król Polski Jan III Sobieski – mówił Dariusz Kaczor. Ale także wpływały na kwestie komunikacyjne w mieście. – Zalegające na ulicach sterty odpadków, zwane „kupami gnojnymi”, bardzo utrudniały poruszanie się po wąskich uliczkach. Wpływały więc także na możliwości obronne miasta, gdyż uniemożliwiały sprawne poruszanie się dużych oddziałów zbrojnych – dodawał.

Największym problemem bezpośrednio związanym z dość niskim poziomem higieny w mieście były wybuchające co pewien czas epidemie. – Mówiło się wówczas o „złym powietrzu”, gdyż pojęcie bakterii nie było znane ówczesnej nauce. Z tym „złym powietrzem”, które często dziesiątkowało miasta, radzono sobie na różne, często bardzo nieporadne sposoby. Zamiast jednak zwalczać przyczynę, jedynie maskowano problemy – wyjaśniał.

Dopiero następujący w kolejnych dziesięcioleciach rozwój nauki pozwolił dociec rzeczywistych podwalin problemu i doprowadził ostatecznie do tego, że miasta przestały charakteryzować się specyficznym „aromatem”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.