Nowy numer 17/2024 Archiwum

Bóg posyłał anioły

Choć szanse na to, że uda się dołączyć do synów, były niewielkie, pani Aleksandra wytrwale modliła się o cud.

Był 24 lutego. O godz. 7 rano do Aleksandry Pisak zadzwonił syn i powiedział: „Mamo, u nas wybuchają bomby, zaczęła się wojna!”. Synowie pani Aleksandry, 16-letni Ostap i 14-letni Nazariy, byli w domu w Ukrainie, w regionie karpackim - ona zaś w Moskwie.

- W jednej sekundzie wszystko się zawaliło, roztrzaskało na małe kawałki, których już nikt nigdy nie sklei. W głowie miałam tylko jedną myśl: jak wrócić do domu? - mówi pani Aleksandra. Kobieta ma rosyjskie obywatelstwo i pozwolenie na stały pobyt w Ukrainie.

Wychowała się Związku Radzieckim, na Syberii, jednak nie utraciła ukraińskich korzeni. Do zachodniej Ukrainy wróciła z synami w 2013 r. W momencie napaści Rosji na Ukrainę pani Aleksandra nie miała możliwości powrotu do ojczyzny, ponieważ przy granicy toczyły się walki. Pozostawała podróż przez kraje trzecie, jednak nadzieja na to, że się uda, była niewielka.

Synom pani Aleksandry do Polski dotrzeć pomógł przyjaciel rodziny Aleksiej Triszczuk, a w Polsce do chłopców pomocną dłoń wyciągnęli Katarzyna i Andrzej Wojniczowie z Bądek, z parafii Wniebowstąpienia Pana Jezusa w Cyganach (gmina Gardeja).

Pani Aleksandra z Moskwy poleciała do Kaliningradu. Miała nadzieję, że uda jej się przedostać do Polski. Po dotarciu do punktu granicznego w Mamonowie od funkcjonariuszy Straży Granicznej dowiedziała się, że bez zaproszenia ze strony polskiej i wizy nie może przekroczyć granicy.

Zaproszenie do swojej rodziny kobiecie zdołał wystawić Andrzej Wojnicz. - Jednak to nie wystarczyło, wciąż potrzebowałam wizy, a na tamten moment żaden kraj nie wydawał wiz obywatelom Rosji - tłumaczy.

Pani Aleksandra mimo trudności nie przestawała się modlić o cud. - I tym razem Pan Bóg mnie nie opuścił - mówi. Dzięki zaangażowaniu ks. Waldemara Maliszewskiego, proboszcza parafii Wniebowstąpienia Pana Jezusa w Cyganach, i wojewody warmińsko- mazurskiego Artura Chojeckiego konsulat w Moskwie przyznał jej wizę humanitarną na rok.

- Trudno jest opisać, jak ciężko było przekroczyć granicę rosyjską. W pokoju przesłuchań zapytano, ile kosztowało mnie uzyskanie takiej wizy w dzisiejszych warunkach. Nie uwierzono mi, że Polacy zrobili to absolutnie bezinteresownie, że zrobili to ludzie, którzy nigdy w życiu mnie nie widzieli i nie znali - opowiada pani Aleksandra.


Cały artykuł w „Gościu Elbląskim” na niedzielę 12 czerwca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy