- Patryk pokazał, że można być blisko Boga i żyć w radości. Doświadczony chorobą, bez buntu trwał przy Panu Bogu. To wzór dla innych - wspomina ministranta ks. Janusz Kilian.
Jan Paweł II w czasie audiencji generalnej 1 sierpnia 2001 r. powiedział: „Ministrant zajmuje uprzywilejowane miejsce podczas nabożeństw liturgicznych. Kto służy do Mszy św., występuje publicznie we wspólnocie. Doświadcza z bliska, że Jezus Chrystus jest obecny i działa w każdym akcie liturgicznym. Jezus jest obecny, kiedy wspólnota się gromadzi, by modlić się i sławić Boga”. Kilka miesięcy później 10-letni Patryk Macal postanowił zostać ministrantem. Z bratem Karolem służył przy ołtarzu w parafii św. Wojciecha w Kwidzynie. Ta przygoda trwała kilka lat. 29 stycznia 2017 r. minie piąta rocznica śmierci Patryka. „Patryk zasłużył na to, by świat usłyszał jego historię” - tak Marta, jego koleżanka, napisała w krótkim wspomnieniu, jakie zostało umieszczone na stronie internetowej parafii Miłosierdzia Bożego w Kwidzynie.
- Patryk pokazał, że można być blisko Pana Boga i żyć w radości. Do tego nie trzeba się zaćpać, zapić. Można żyć normalnie i mieć w życiu cele. Doświadczony chorobą, bez buntu trwał przy Panu Bogu. To wzór dla innych - wspomina ministranta ks. Janusz Kilian, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Kwidzynie, były proboszcz parafii św. Wojciecha.
Patryk zachorował tuż po rozpoczęciu nauki w liceum. Diagnoza była szokująca - nowotwór złośliwy. Chłopak rozpoczął leczenie w klinice onkologii w Bydgoszczy. - Gdy chorował, do parafii przyjeżdżałem jako kleryk. Postęp choroby był widoczny. Po kolejnych chemiach Patryk stracił włosy - mówi ks. Sławomir Milde. - Choroba go nie zmieniła. Był taki, jak wcześniej, radosny. Ta radość z niego emanowała. Nie powiem, że się pogodził z chorobą, ale przeżywał ją w sposób, jaki po ludzku trudno wytłumaczyć, dzięki łasce Pana Boga - w radości. I przede wszystkim z Panem Bogiem - opowiada ks. Sławomir. - Nie wstydził się nawet braku włosów.
- Nie bał się rozmawiać o przyszłości, o tym, co może się zdarzyć - przypomina ks. Janusz Kilian. Patryk mówił: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zgadzać trzeba” albo „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”.
Przed ostatnim wyjazdem do kliniki udał się z rodzicami do Gietrzwałdu, by tam szukać pomocy i sił w cierpieniu. - Relacja między Panem Bogiem a nim była widoczna - zaznacza ks. Janusz Kilian.
Od momentu Pierwszej Komunii aż do śmierci Patryk co niedzielę przystępował do Komunii św. i raz w miesiącu do spowiedzi. Za każdym razem pobyt w szpitalu rozpoczynał spotkaniem z księdzem, przyjęciem Komunii św. Do spotkania z Panem Bogiem zapraszał też inne dzieci przebywające - tak jak on - na oddziale onkologicznym.
Ks. Janusz Kilian przypomina pewne zdarzenie. Jechał z ministrantami samochodem. W radiu podano informację o aferze z udziałem pewnego księdza. Wyłączył je, by chłopcy tego nie słuchali. Na to Patryk powiedział: „Proszę księdza, mnie żaden ksiądz nie zgorszy. Ja i tak będę chodził do kościoła. Do kościoła nie chodzę dla księdza. Chodzę dla Pana Boga i dla siebie”.
Stan zdrowia Patryka bardzo się pogorszył w sobotę rano 21 stycznia 2012 roku. Ksiądz Dariusz, kapelan kliniki w Bydgoszczy, namaścił chłopca olejami świętymi i udzielił Komunii św. Z prośbą o zdrowie dla Patryka została odprawiona Msza św.
„Patryś jak bohater kroczył bardzo krętą ścieżką choroby, a ja podziwiałam jego podejście, bo znosił wszystko i walczył do samego końca. Wierzę, że tego ostatniego wieczoru, choć w małym stopniu, czekał też na mnie. Ciepło jego dłoni zamknięte w mojej, szmer oddechów, pikanie całej aparatury, do której był podłączony, i półmrok sali przepełnionej miłością i ludźmi, dla których wiele znaczył - ten obraz oraz czas, który został nam dany, by się pożegnać, zostaną we mnie na zawsze”- napisała Marta.
Patryk odszedł w niedzielę, 29 stycznia, o 0.45. Jego rodzice powiedzieli: „Dzień, kiedy Patryk nas opuścił, był w jakiś sposób zaplanowany. Cierpliwie czekał na Karola (brata), mimo swego bólu pozwolił mu cieszyć się studniówką. Może dlatego, że swojej nie przeżył, bo nie mógł być obecny. Czekał na wszystkich, których kochał. Byli chrzestni, najbliższa rodzina, czekał również na swojego proboszcza Janusza, którego bardzo szanował”.
Cały tekst w "Gościu Elbląskim" 04/2017 na 29 stycznia.