Drugą osobę najłatwiej poznać, kiedy... jest trudno.
Jednym ze "skutków ubocznych" pielgrzymowania jest dokładne poznanie drugiej osoby. Tej, z którą idę w grupie. Szczególnie widoczne jest to w Elbląskiej Pielgrzymce Pieszej. Grupy w niej liczą po kilkadziesiąt osób.
Po przejściu ok. 40 kilometrów nikt nie ma siły grać, kreować czegokolwiek. Podobnie jest z samym sobą. Z pewnością niejedna osoba ciekawych rzeczy po kilku dniach pielgrzymowania się o sobie dowiedziała. Ale to już zupełnie inna bajka.
Grupa pielgrzymkowa to mała wspólnota. Nim dojdzie na Jasną Górę, musi być ze sobą na dobre i na złe (choć tego drugiego na trasie prawie nie ma). W tym czasie ludzie się poznają. Zaczynają się lubić.
Po powrocie do domu, wyspaniu się, wyleczeniu kontuzji uświadamiamy sobie, że fajnie byłoby spędzić choć jeszcze jeden dzień tego roku w "swojej" pielgrzymkowej wspólnocie. Wtedy to przyjaźnie zawiązane na trasie zaczynają żyć nowym życiem. Mają w sobie siłę, wieloma z nich zachwiać jest trudno. I w takiej chwili widać, że także dla nich warto było przejść prawie pół tysiąca kilometrów...