Politycy mówią o przekopie Mierzei Wiślanej z taką pasją, że mamy wrażenie, iż zaraz sami złapią za łopaty i pierwsi wzruszą ziemię pod nową inwestycję.
Po czym poznać w naszym mieście, że zbliżają się wybory (jakiekolwiek)? Po tym, że coraz głośniej i częściej mówi się o przekopie Mierzei Wiślanej.
Kiedy rozpoczyna się kampania wyborcza, politycy wszelkiej maści zgodnie mówią, że ten projekt jest priorytetem dla rozwoju naszego regionu. A robią to z taką pasją, że mamy wrażenie, iż zaraz sami złapią za łopaty i pierwsi wzruszą ziemię pod nową inwestycję.
W tym roku tę debatę rozpoczął goszczący w naszym mieście były premier Polski Jerzy Buzek. Polityk przyznał, że opowiada się zdecydowanie za otwarciem Zalewu Wiślanego na całą sieć wodną w Europie. Stwierdził też, że powinny się znaleźć na to pieniądze w nowej perspektywie budżetowej UE na nadchodzące lata.
Zastanawiające jest jednak w tym wszystkim to, że nasi reprezentanci mówią o tym projekcie tylko i wyłącznie do dnia, kiedy nasze karty wyborcze wylądują w urnie. Kiedy już zapewnią im one na kolejne kilka lat miejsce w ławach poselskich (senatorskich, radnych czy innych), jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ich zapał mija.
Nie ulega wątpliwości, że i w nadchodzących tygodniach usłyszymy mnóstwo deklaracji w tej materii. Przyjmujmy je jednak z chłodnym sceptycyzmem. Zwłaszcza wobec tych polityków, którzy to samo obiecali cztery, a nawet osiem lat temu, a nic przez ten czas nie zrobili.