Święto Niepodległości. Bataliony przez cały czas musiały bronić transparentu. Nie mogły pozwolić, żeby zabrało go ZOMO...
Centralnym punktem obchodów 11 Listopada był pochód, w którym setki elblążan, trzymając w dłoniach polskie flagi i chorągiewki, przeszło ulicami miasta. Biało-czerwony marsz prowadzony przez żołnierzy i uczniów klas mundurowych wyruszył spod katedry św. Mikołaja na plac Jagiellończyka.
– Bardzo się cieszę, że możemy świętować ten dzień w tak piękny sposób – mówi pan Andrzej, który na marsz przyszedł z żoną i dwójką dzieci. – Jest to prawdziwie rodzinne święto, bo przecież umiłowanie ojczyzny zaczyna się od umiłowania najbliższych – uważa. Rzeczywiście, w zgromadzonym tłumie widać było mnóstwo rodzin z dziećmi, ale także osób starszych i młodzieży. – W naszym mieście nie ma co się martwić, że marsz może zostać zakłócony, dlatego ludzie przyszli chętnie – twierdzi Alicja, licealistka z jednej z kilku elbląskich szkół, które wzięły udział w marszu. – Nawet jeśli szkoła nie organizowałaby takiego wyjścia i tak bym przyszła. To mój patriotyczny obowiązek. Na przedzie pochodu, tuż za oddziałami wojskowymi, jechała bryczka, w której siedzieli inscenizatorzy wcielający się w ojców niepodległości. – Widziałem m.in. marszałka Piłsudskiego w charakterystycznym, szarym mundurze i Ignacego Jana Paderewskiego – mówi pan Tadeusz, i tłumacząc wnukom, kim byli ci panowie. Pośród maszerujących w oczy rzucała się przede wszystkim długa na około 50 metrów biało-czerwona flaga, niesiona przez harcerzy i dzieci. – Niech żyje Polska! – krzyczał jeden z zuchów. Tuż za nimi środowiska patriotyczne z Elbląga i okolic niosły transparent z hasłem: „Cześć i chwała bohaterom!”. W tłumie rozbrzmiewały pieśni patriotyczne intonowane przez wojskową orkiestrę. Tuż przed marszem w katedrze św. Mikołaja odbyła się uroczysta Eucharystia. – Przez 123 lata nie było naszego państwa, ale naród przetrwał – przypominał w homilii biskup elbląski Jacek Jezierski. – Zachował język, tworzył dzieła kultury, ocalił swoją chrześcijańską duchowość – dodał. Jak zwrócił uwagę, dziś mamy okazję cieszyć się z niepodległości, dziękować Bogu za ten dar. – Trzeba go strzec uważnie, razem, bo łatwo go utracić – przypominał. O 13.30 na Wyspie Spichrzów 8 batalionów rozpoczęło rywalizację w IV Grze Miejskiej Domowego Kościoła pod hasłem: „O Boga! Za wolność, prawo i chleb. My, młodzi, nie zapominamy”. Pierwszym zadaniem, jakie musiały wykonać drużyny, było przygotowanie transparentu. Przez całą grę bataliony musiały go mieć przy sobie. Nie mogły pozwolić, by zabrało go ZOMO. Na mecie musieli pokazać, że transparenty są całe. Koło Bramy Targowej na drużyny czekała Marta Pietkiewicz z kolejnym zadaniem. – Zabawa jest oparta na grze karcianej „List miłosny” – tłumaczyła. Członkowie grup musieli uniemożliwić przekazanie donosu. – Grają ze mną do siedmiu zwycięstw – dodała. – W tym punkcie członkowie grup zapoznali się z kilkoma informacjami odnośnie do powstania antykomunistycznego w latach 1944–1953. Następnie sprawdzałem ich celne oko na strzelnicy – opowiada Mateusz Jabłoński. Każda z drużyn miała do oddania 10 strzałów. Później musiała rozwiązać zagadkę logiczną. Była ona podpowiedzią, w jakiej kolejności należy przeciąć kabelki „bomby”. – Na koniec zadałem dwa pytania sprawdzające ich wiedzę teoretyczną, na temat żołnierzy wyklętych i egzekucji „Inki” – wylicz M. Jabłoński. Bataliony mogły otrzymać m.in. pytanie, jak się nazywał ksiądz, który był obecny przy egzekucji „Inki”. Warunkiem przejścia kolejnych punktów były odpowiedzi na pytania z życiorysu bł. ks. Jerzego Popiełuszki bądź rozwinięcie popularnych skrótów, np. NKWD. W innym miejscu członkowie drużyn mogli sprawdzić swoją wiedzę o Okrągłym Stole. Przez cały czas musieli uważać na ZOMO. Mieli przecież przy sobie przygotowany na starcie transparent oraz ulotki, jakie otrzymali przed wyruszeniem w trasę. Nie mogli ich stracić. Za ZOMO-wców byli przebrani Adam i Paweł. – Po raz trzeci 11 listopada jestem tak przebrany. Co roku ludzie reagują inaczej. Jedni kiwają ręką, inni chcą zrobić zdjęcie – opowiada Adam. – Ale udział w grze to lepszy sposób spędzenia czasu niż siedzenie przed telewizorem i oglądanie transmisji obchodów z innych miast. – Udało nam się uniknąć kontroli ZOMO – mówi Paweł z batalionu Cinkciarze i Spekulanci. – Tak sprytnie poruszaliśmy się po mieście, że udało nam się to. Przemyciliśmy cały ładunek, który otrzymaliśmy na starcie. Ulotki dostarczymy, gdzie trzeba – kontynuuje. – W porównaniu z ubiegłym rokiem grało nam się znacznie lepiej – chwali się Iza. W tym roku zawodnicy musieli zmierzyć się z nowym typem zadań. Zostały one oparte na innej mechanice niż w latach ubiegłych. – To, jak myślę, był największy plus tegorocznej gry miejskiej – przyznaje M. Pietkiewicz. Czwarte miejsce w IV Grze Miejskiej Domowego Kościoła w Elblągu zajął batalion Cinkciarze i Spekulanci, trzecie Ks. Jerzy Popiełuszko, drugie Wybrzeże. Zwycięzcami został batalion Stoczniowiec. Całość zakończyły Apel Poległych i modlitwa za bohaterów narodowych.•