„Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy” – to druga po „Pożarze i szpiegach” książka Grażyny Wosińskiej o okresie stalinowskim w Elblągu. Promocja publikacji odbyła się 2 grudnia w siedzibie NSZZ „Solidarność” w Elblągu.
Dlaczego G. Wosińska zajęła się właśnie tym okresem z najnowszej historii Polski? – Bo w Elblągu w ogóle nie było o tym mowy – powiedziała podczas spotkania. Na skwerze Ofiar Sprawy Elbląskiej stoi pomnik, jednak dopiero od dwóch lat delegacje składają przy nim kwiaty. Do elblążan zaczęło docierać, co się działo w mieście w latach 40. i 50. XX wieku.
– Ale to jest dopiero początek. Myślę, że po latach społeczeństwo Elbląga zrozumie, że prześladowania komunistyczne nie zaczęły się w roku 1970. One trwały od roku 1945 – mówiła G. Wosińska. Książka „Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy” jest pierwszą publikacją o nielegalnej organizacji młodzieżowej KUL. Została ona założona w Elblągu w 1949 roku. Jej członkowie nie godzili się na sowieckie porządki. Zamierzali walczyć, gdy wybuchnie III wojna światowa. Byli to młodzi ludzie. Mieli od 15 do 20 lat. Ich szef miał 25 lat. – Dla tych ludzi bardzo ważną rolę odgrywała wiara. Wszyscy należeli do Krucjaty Eucharystycznej – przypomniała G. Wosińska. Działalność Krucjaty Eucharystycznej została zawieszona, bo od 6 listopada 1949 roku żadna organizacja nie mogła istnieć bez nadzoru. – Wszyscy, którzy mieli poglądy inne niż władza, byli inwigilowani – relacjonowała G. Wosińska. „Bohaterowie tej książki z rozgoryczeniem przyjęli zawieszenie, a w ich rozumieniu – likwidację Krucjaty Eucharystycznej przez komunistyczną władzę. Nie podporządkowali się. Uznali, że będą walczyli za wiarę, nawet z bronią w ręku” – czytamy w książce Grażyny Wosińskiej. W nocy z 3 na 4 marca 1950 roku członkowie organizacji wykonali wyrok śmierci na swoim koledze, Stefanie Bocieju, którego uznali za zdrajcę. To spowodowało, że zaczął ich szukać Urząd Bezpieczeństwa. Ubecy zatrzymali 19-letnią Teresę Baczyńską, która należała do KUL. W śledztwie poprzez tortury próbowali się od niej dowiedzieć czegoś o organizacji. Dziewczyna nie wytrzymała śledztwa. 28 maja 1950 roku jej rodzina otrzymała widomość, skąd ma odebrać ciało córki. Grażyna Wosińska zadała pytanie o sens jej istnienia. To samo pytanie stawia byłym członkom organizacji. Oni odpowiadają, że to doświadczenie miało sens, wiele ich nauczyło. Jeden z nich działał później w „Solidarności”. Swoje doświadczenie przekazywał działaczom ruchu. Był autorytetem. Organizatorem wydarzenia była Regionalna Sekcja Emerytów i Rencistów NSZZ „Solidarność” w Elblągu. – Chwała Grażynie, że zajęła się historią hali 20 Zamechu. A teraz pokazała, że w Elblągu działała organizacja, o której nikt nie słyszał. Tych tajemnic jest jeszcze bardzo dużo – powiedział Jan Fiodorowicz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Elblągu.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się