Na spotkaniu wspólnotowym w czasie modlitwy dziękczynnej jeden z uczestników uwielbił Jezusa w chorobie ojca. W tym momencie ktoś zapytał, jak można dziękować i uwielbiać Jezusa za chorobę? Przecież choroba jest czymś złym...
- Pomyślałam, że jest to dobre pytanie, nad którym warto się zastanowić - wspomina Joanna Baszuro.
Joanna ma 26 lat. Od urodzenia choruje na mózgowe porażenie dziecięce, przez co musi jeździć na wózku. - Mieszkam w Elblągu wraz z rodziną, która pomaga mi w codziennym życiu - mówi.
Mimo choroby dziewczyna stara się realizować swoje cele i pasje. - W lipcu, poprzedniego roku skończyłam studia magisterskie z dziennikarstwa na Uniwersytecie Gdańskim.
Asia udziela się także społecznie, należy do dwóch wspólnot : „Wiara i Światło” oraz do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.
Poniższymi przemyśleniami dziewczyna dzieliła się wcześniej ze swoim koleżeństwem oraz na spotkaniach wspólnotowych.
- Kiedy byłam 10-letnią dziewczynką, siedziałam na wózku przy piaskownicy i obserwowałam moich biegających rówieśników. To była pierwsza refleksja nad sensem mojej niepełnosprawności. Doszłam wtedy do wniosku, że mam jakąś misję do spełnienia daną mi przez Pana Boga, której nie mogłabym wykonać, będąc zdrową osobą - dodaje.
Gdy miała 17 lat, pierwszy raz się zakochała. - Zaczęłam zastanawiać się poważnie nad pewnymi kwestiami, nad którymi wcześniej nie myślałam. W szczególności nad tym, czy ktoś będzie w stanie mnie pokochać taką, jaką jestem, i założyć ze mną rodzinę - to było i nadal jest moim największym marzeniem. Dopiero wtedy przeżyłam bunt i niezgodę na chorobę. Zaczęłam też gdybać, co by było, gdybym była zdrowa... - opowiada.
Wspomina, że to był jeden z najcięższych okresów w jej życiu, który jednocześnie przyniósł odpowiedzi na kilka trudnych pytań. Konsekwencją tego był fakt, że pierwszy raz spojrzała na swoją niepełnosprawność jak na łaskę i zaczęła uwielbiać Jezusa w swojej chorobie.
Asia zauważa, że prawdopodobnie każdy chory, który wierzy w Boga, ma kryzysy, ale też takie momenty, w których widzi plusy swojej choroby. - Wiem, że to dziwnie brzmi, bo oczywiście choroby same w sobie nie są dobre, ale Pan Bóg ma moc przemieniania tego, co złe, w dobro - przyznaje.
W jej ocenie Bóg czasem wykorzystuje chorobę, by np. pogodzić i zbliżyć rodzinę lub nas nawrócić itp. - Wielu ludzi zdrowych powiedziało mi, że my, chorzy, jesteśmy dla nich świadectwem wiary i siły. Patrząc z tej perspektywy, można dziękować i uwielbiać Jezusa za chorobę - mówi.