Tutaj bolą nie tylko kilometry.
Ponad 80 osób wyruszyło w pierwszą Prabucką Nocną Drogę Krzyżową. Liczba uczestników przerosła wszelkie oczekiwania organizatorów. - Spodziewaliśmy się około 30 osób - mówi ks. Mariusz Pietrzykowski, proboszcz parafii św. Wojciecha w Prabutach. - Kiedy na liście uczestników znalazło się 40 nazwisk, wiedzieliśmy, że to już będzie sukces. Tymczasem w czasie dzisiejszej Mszy św. zgłosiło się drugie tyle - ks. Mariusz podkreśla, że na PNDK zapisały się nie tylko osoby z Prabut, ale również z Iławy, Malborka czy Kwidzyna.
Wszyscy dokładnie przygotowani i poinstruowani przez organizatorów wyruszyli w trasę o godz. 19. - Wychodzimy grupkami po kilka osób, w odstępach 2-3 minut - wyjaśnia Andrzej Hnatyszyn, organizator Drogi Krzyżowej. Choć trasa liczy nieco mniej kilometrów niż Ekstremalna Droga Krzyżowa, która odbędzie się za dwa tygodnie w Elblągu (25 km wobec 40 km), to jak zapewnia - daje w kość.
- Można powiedzieć, że dzieli się ona na trzy części. Jedna trzecia trasy wiedzie po asfaltach, chodnikach i utwardzonych drogach, jedna trzecia po polach i jedna trzecia przez las - podkreśla, dodając, iż jest na tyle dobrze oznaczona i opisana, że nikt nie zabłądzi.
- Największą trudność stanowią jednak podejścia, bardzo często przewyższenia sięgają 100 metrów - wspinanie się na taką górkę w błocie stanowi nie lada wyzwanie. - W sumie takich podejść i zejść naliczyłem ok. 8 kilometrów. Niższych nie brałem pod uwagę, a takich jest jeszcze więcej. Praktycznie nie ma kilometra po płaskim - pan Andrzej zaznacza, że istotnie jest ekstremalnie.
Nie tylko trudów drogi obawiają się uczestnicy. Dla niektórych najbardziej ekstremalna część tej wyprawy to... ciemność. - Jesteśmy sami na trasie. Zdani tylko na siebie, a wokół czarna noc - Karolina mówi, że to przemawia do jej wyobraźni. - Zdecydowałam się jednak, że przejdę tę Drogę Krzyżową, więc przecież nie poddam się już u jej progu - dodaje, po czym bierze swój plecak, krzyż, mapę i wyrusza w trasę.