Matka Boska aresztowana w szczerym polu

Liksajny to mała wioska w parafii Miłomłyn, tuż przy drodze krajowej nr 7. To tu 50 lat temu doszło do jednego z najsłynniejszych aresztowań epoki PRL. 20 czerwca 1966 roku oddział Milicji Obywatelskiej zatrzymał konwój wiozący Obraz Matki Bożej Częstochowskiej i przemocą odebrał go z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Wśród tych, którzy przybyli na miejsce była m.in. Halina Wielgus. - W okresie przejazdu obrazu Matki Boskiej przez Liksajny miałam 18 lat i byłam w ósmym miesiącu ciąży - wspomina.

Jak dodaje, chciała podejść do ks. Kardynała Wyszyńskiego, aby przywitać obraz i prosić Matkę Bożą o szczęśliwe rozwiązanie oraz uzyskać błogosławieństwo od kardynała.

- Starsze kobiety mówią do mnie: „Ty jesteś w  takim stanie, że milicja tobie zezwoli na przybliżenie do kardynała”. Lecz milicjant nie pozwolił mi podejść, brutalnie odepchnął i powiedział: „jeżeli chcesz mieć zdrowe dziecko, to odejdź” - opowiada.

Wielu mieszkańców chciało się znaleźć jak najbliżej obrazu i Prymasa Tysiąclecia. "Gdy podszedłem bliżej do kolumny samochodów dwóch milicjantów, którzy stali na drodze i blokowali przejścia do samochodów, gdzie siedział ks. Kardynał Wyszyński zagrodziło nam drogę. Ja zapytałem jednego z nich „Czy wierzysz w Boga?”. On odpowiedział, że tak, więc poprosiłem go o umożliwienie przejścia do samochodu z obrazem Matki Boskiej" - to kolejne wspomnienia pana Konstantego.

Niestety jak wspominają mieszkańcy milicjanci nieustannie odpowiadali, że mają obowiązek nie dopuszczać ludzi do samochodu, a w razie nieposłuszeństwa mają użyć siły. Pan Konstanty znalazł jednak sposób. "Jak milicjant pokazał na pałkę przy boku, ja pokazałem na stojące obok kołki służące w czasie zimy do budowy zapór śnieżnych. Widocznie zrozumiał i odstąpił nam drogę."

Wtedy opór funkcjonariuszy zelżał. - Podeszłam od samochodu i rozpłakałam się. Pomyślałam: „Boże dopomóż, aby ten poród odbył się szczęśliwie” - mówi H. Wielgus. Jej modlitwa została wysłuchana. Kilka tygodni później urodziła zdrową córkę.

Także wiele innych osób dochodziło do "żuka", w którym przewożono obraz. - Najczęściej na kolanach, śpiewając przy tym pieśni religijne, maryjne - relacjonuje Franciszek Brzozowski. Mieszkańcy opowiadają, że ks. kardynał Wyszyński otworzył drzwi samochodu i błogosławił tłumy ludzi.

"Ja zauważyłem też na skarpie za rowem stała pani z aparatem fotograficznym i robiła zdjęcia z przebiegu tych zdarzeń. W pewnym momencie podszedł do niej milicjant wyrwał aparat. Pani ta łamaną polszczyzną prosiła, aby nie niszczył jej aparatu, gdyż jest to dla niej bardzo ważna pamiątka. Milicjant jednak wyjął z aparatu klisze i naświetlił ją. Stąd też brakowało dowodu zachowania milicji i ludzi z tego zdarzenia" - wspomina K. Czosnowski.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..