Zrzuć kamień grzechu przejdź do galerii

Rok Miłosierdzia powoli się kończy, ale cały czas jest jeszcze szansa, aby spotkać się z miłosiernym Ojcem.

- Największym problemem współczesnego człowieka jest to, że nie widzi własnego grzechu. Często sam siebie wynosi na ołtarze i w swoim mniemaniu jest święty - mówił ks. Sławomir Milde do uczestników katechez "Spotkanie z Miłosiernym Ojcem".

Katechezy te odbywają się w kościele św. Rafała Kalinowskiego w Elblągu w związku z kończącym się Rokiem Miłosierdzia. Było to drugie spotkanie z tego cyklu. Tytuł ostatniej katechezy to "Miłosierdzia potrzebująca". Kolejna nauka już w piątek 4 listopada o godz. 18.

Rozważania zostały oparte na fragmencie Ewangelii św. Jana (J, 8, 1-11), poświęconego ocaleniu przez Pana Jezusa kobiety cudzołożnej.

- Faryzeusze, którzy przyprowadzili tę kobietę do Jezusa, zrobili to nie po to, aby usłyszeć Jego ocenę, ale po to, aby wystawić Go na próbę. Jak mówi Pismo Święte: "a to mówili, kusząc Go, by mieć powód do oskarżeń" - przypominał kontekst ewangelicznej sceny kapłan. - I wtedy padają te znamienne słowa, które mówi Jezus: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem". I co się dzieje? Wszyscy odchodzą, nikt nie rzuca kamieniem w tę kobietę.

Pytanie brzmi: dlaczego ci, którzy tak bojowo nastawieni przyszli zabić kobietę, nagle odchodzą?

- Po prostu dlatego, że w tym momencie zdają sobie sprawę, że Jezus ich przejrzał. Przejrzał ich serca i uczynki - mówił się ks. Sławomir.

Celem katechezy było zatrzymanie się nad obrazem ludzi, którzy przychodzą rzucić kamień. - Ta kobieta rzeczywiście dopuściła się grzechu, ale ci, którzy ją przyprowadzają, sami nie są czyści - objaśniał kapłan.

- Ten kamień, który trzymają w ręku, to tak naprawdę ich grzech. To ich wielkie zamknięcie na miłość, na prawość. W momencie, kiedy wyrzucają kamienie pod swoje stopy, przyznają się do grzechu, przyznają, że nie są bez winy. Potrzeba, abyśmy i my zauważyli, że często jesteśmy jak ci, którzy trzymają te kamienie. Mówimy np." "Popatrz, jaka ona jest, popatrz, co on robi" i tym podobne. Gdyby nie Chrystus, ta kobieta by umarła - podkreślał ks. S. Milde. - Ona potrzebowała miłosierdzia i to miłosierdzie znalazła w osobie Chrystusa. A gdzie my szukamy miłosierdzia? Dokąd idziemy gdy zgrzeszymy?

Jak wyjaśniał kapłan, w takiej sytuacji człowiek często przyjmuje postawę: "zgrzeszyłem już tak wiele razy, że Pan Bóg mi tego nie przebaczy". Albo zgoła odmienną, że jego grzech już mu tak spowszedniał, że nawet się z niego nie spowiada.

- Wtedy często w konfesjonale kapłani słyszą: "Proszę księdza, ale ja nie mam grzechów" - opowiadał. - Trudno jest nam zauważyć swoje grzechy i trudno przyznać przed sobą, że nie dajemy rady, że nie potrafimy. I w tej ewangelicznej scenie drugą szansę dostała nie tylko kobieta, ale również faryzeusze, którzy spotykając się z Jezusem, spotkali się z Bożym miłosierdziem. Potrzeba, abyśmy my tak jak i oni wyrzucili kamienie swojego grzechu pod Jego stopy i usłyszeli: "Idź i nie grzesz więcej".

Po zakończeniu katechezy każdy z wiernych obecnych w kościele spisał na kartce swoje grzechy. Następnie zmięte kartki, uformowane w symboliczne "kamienie", odrzucili u stóp ołtarza, przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..