Prawdziwi wielbiciele największej bitwy średniowiecza przyjeżdżają na pola Grunwaldu znacznie wcześniej.
Zapach płonących ognisk, łopot wielkich chorągwi, gwar na stoiskach, a przede wszystkim ludzie w niesamowicie realistycznych strojach z epoki – to wszystko sprawia, że możemy zanurzyć się w średniowieczu. Grunwald żyje. Jest to nie tylko inscenizacja wielkiej bitwy z 1410 roku.
Do tej małej miejscowości rekonstruktorzy historyczni, a także prawdziwi fani wieków średnich przybywają na długo przed 15 lipca. – Naszą przyczepę rozstawialiśmy na polu niemal w tym samym czasie, kiedy powstawały pierwsze palisady i namioty rycerskie – opowiada pan Tadeusz, który przyjechał wraz z synem. – Chciałbym, aby poczuł to samo, czym ja zafascynowałem się wiele lat temu. Nie ukrywajmy – każdy z nas jako mały chłopiec marzył, aby zostać rycerzem. A na bezpośredni kontakt z wojownikiem w zbroi najbardziej można liczyć właśnie w dniach poprzedzających inscenizację. – Jesteśmy na Grunwaldzie już po raz ósmy – wyjaśnia Magda, która wraz z rodziną przyjechała aż ze Śląska. – Kiedyś przyjeżdżaliśmy tylko na bitwę, ale gdy zorientowaliśmy się, jak wiele się tutaj dzieje na długo przed jej rozpoczęciem, staramy się być wcześniej. W tych dniach wszystko jest na wyciągnięcie ręki – dodaje. Magda mówi, że najbardziej podobają się jej walki rycerzy. – Kiedy ogląda się ich z bliska, można poczuć, jakby samemu było się na tej arenie. Uderzające o siebie miecze, pękające tarcze i siła tych wielkich mężczyzn. Kocham ten dreszczyk emocji – uśmiecha się tajemniczo. Również pan Tadeusz przyprowadza syna na rycerskie potyczki. Właśnie odbywają się starcia „szesnastek”. Jest to niezwykle widowiska dyscyplina – naprzeciwko siebie, na stosunkowo niewielkim polu, staje po 16 uzbrojonych rycerzy. Tata z zapałem tłumaczy synowi wiele skomplikowanych kwestii, takich jak liczba rycerzy w chorągwi, co to znaczy stanąć w szranki, i że półtorak to nie tylko miód, ale także miecz. Zwiedzając grunwaldzkie miasteczko, które co roku wznoszą tu od podstaw wielbiciele historii, nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby przenieść się kilka wieków wstecz. Aby wrażenie było jeszcze silniejsze, warto przebrać się w strój z epoki. – Jeśli ktoś ma taką możliwość, gorąco zachęcamy – mówią Przemek i Jan, rekonstruktorzy z Elbląga. Mężczyźni na czas odwiedzin Grunwaldu przywdziewają habity franciszkańskich zakonników. – Dzięki temu możemy wejść między nich i poczuć, że ci ludzie naprawdę tym żyją – mówi Jan. – Włożenie habitu pozwala mi odciąć się od wszystkich codziennych trosk, po prostu odpoczywam psychicznie – dodaje Przemek. Mężczyźni mówią, że choć większość odwiedzających Grunwald zdaje sobie sprawę, że mogą być oni „przebierańcami”, czasem ludzie biorą ich za prawdziwych duchownych. – Tak było w zeszłym roku, kiedy pewna para poprosiła nas o pobłogosławienie ich zaręczyn – śmieją się. Tegoroczna edycja rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem odbywa się już po raz 20. Co roku na pole wychodzi ponad 1400 rycerzy, aby wziąć udział w największej plenerowej inscenizacji średniowiecznej bitwy na terenie naszego kraju. A wszystko to dzieje się na oczach ponad 100 tys. widzów.