Żeby Asia mogła wyruszyć na szlak, potrzebne są osoby, które będą jej pomagać. Ale odnalezienie ich nie jest problemem.
Joanna Baszuro urodziła się z mózgowym porażeniem dziecięcym, od urodzenia jeździ na wózku inwalidzkim. Na Jasną Górę pielgrzymuje po raz 13. Jej przygoda z rekolekcjami w drodze zaczęła się na Mszy św. o zdrowie jej mamy, Elżbiety. Kapłan powiedział, żeby wyobraziły sobie, że przez kościół przejdzie Matka Boża. Spełni jedno ich życzenie. – Mama i ja pomyślałyśmy o tym, by choroba nie wróciła. Mama przyrzekła także, że jeśli przez pół roku będzie zdrowa, pójdzie na pielgrzymkę na Jasną Górę. A moja mama słowa dotrzymuje – zapewnia Asia.
Wyruszając na pielgrzymkę, nie wiedziały, co je czeka. Może to i lepiej, bo pewnie nie zdecydowałyby się wyjść z domu. Pielgrzymując, były przekonane, że to pierwszy i ostatni raz. Kiedy Jasna Góra była w zasięgu ich wzroku, pani Elżbieta powiedziała, że musi kupić buty, bo pójdzie także za rok. Po czwartej pielgrzymce mama Asi stwierdziła, że kończy z tym. Jej córka nie chciała się na to zgodzić. „Jak jesteś taka mądra, to sobie sama wszystko załatwiaj” – powiedziała mama. Asia dała radę. W czasie dwóch kolejnych pielgrzymek pomagała jej Agata, koleżanka. Poznały się na szlaku w minionych latach. Agata obserwowała ją. Dowiedziała się, jak funkcjonuje, co potrafi, a czego nie. Po kilku latach wymyślono inne rozwiązanie. Asi zaczęły pomagać cztery osoby, nawet pięć. Część z nich szła tylko pierwsze dni. Inni dojeżdżali w połowie pielgrzymki. Wymieniali się obowiązkami i to się sprawdziło. W czasie obecnej pielgrzymki także jest kilka osób, które pomagają dziewczynie. Asia wspomina pielgrzymkę, kiedy jej drużyna liczyła aż 10 osób. Wiele musiały się one nauczyć. Nawet tego, jak prowadzić wózek. Wieczorami opiekunowie pomagają jej się umyć. Asia mogłaby zrobić to sama, ale zajęłoby to znacznie więcej czasu. A tego na pielgrzymce jest bardzo mało. Z roku na rok dziewczyna coraz więcej rzeczy potrafi zrobić sama. Usamodzielnia się. – W ubiegłym roku bałam się, że nie wyruszę. Były tylko trzy osoby do pomocy. Do tego mogły być tylko na części pielgrzymki – wspomina. Wtedy to mama powiedziała jej: „Zaufaj Bogu”. Dodała, że w każdej chwili, jeśli byłaby taka potrzeba, może przyjechać i zabrać ją do domu. W tym roku, przygotowując się do trasy, także pamiętała o tej radzie. Od trzech lat za pomoc Asi odpowiada pani Basia, choć na początku miała obawy. Dziewczyna wytłumaczyła jej, na czym to polega. – Myślę, że kiedy pomaga się innym, Pan Bóg daje siłę i moc. Wypełnianie kolejnych zadań zaczyna sprawiać przyjemność. Choć mam bąble, rozciętą piętę, to mam wiele sił. Daję radę. Jestem z Asią – opowiada. Pielgrzymka piesza bardzo często kojarzy się z bólem nóg. Asia tego nie zna. Nie oznacza to, że nie jest zmęczona. Często w trasie musi walczyć, by jadąc, nie zasnąć. Byłoby to niebezpieczne. Kiedyś dostała także asfaltówkę... na rękach. Poza tym odczuwa każdą nierówność, po której jedzie wózek. A to też boli. Osoby pchające wózek zmieniają się. Asia otrzymuje pomoc od wielu ludzi, na różnych płaszczyznach. Pani Dorota, także z drużyny dziewczyny, wszelkie obawy podsumowała stwierdzeniem, że jeśli Bóg daje zadanie, to daje też siły, by je wykonać. W tym roku na szlaku Asia nie tylko prosi Pana Boga w swoich intencjach, ale przede wszystkim dziękuje i uwielbia Go za to, co do tej pory otrzymała. – Cieszę się i dziękuję Asi za to, że tu jest – podsumowuje pani Basia.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się