- To był dla nas szok, kiedy zorientowaliśmy się, że ani klinicyści, ani pielęgniarki nie wiedzieli, jak prawidłowo przeprowadzić reanimację - mówi Dawid.
Misja w Kenii to prowadzenie szkoleń, związane z tym trudności i pierwsze sukcesy. - W tak dużym szpitalu pracowało na stałe tylko 5 lekarzy - zaznacza Dawid. - Razem z naszą grupą prowadziliśmy szkolenia dla lekarzy, pielęgniarek i ratowników oraz dla uczniów w pobliskiej szkole. Proszę mi uwierzyć, że zebranie Kenijczyków punktualnie o umówionej porze oraz w komplecie w sali szkoleniowej to nie lada wyzwanie - praktycznie niewykonalne. W szpitalu istnieje punkt przyjęć pacjentów w stanach nagłych, w którym pracują klinicyści odpowiadający niejako naszemu ratownikowi medycznemu. To był dla nas szok, kiedy zorientowaliśmy się, że ani oni, ani pielęgniarki nie wiedzieli, jak prawidłowo przeprowadzić reanimację. Dlatego szczególnie leżało nam na sercu solidne przeszkolenie wszystkich pracowników szpitala z zakresu pierwszej pomocy.
- Na największą nagrodę za pracę nie musieliśmy długo czekać. Już podczas pobytu w szpitalu jedna z pielęgniarek opowiadała o tym, że dzięki udziałowi w naszych szkoleniach, podczas nocnego dyżuru udało im się uratować dwoje dzieci - dodaje Monika.
Praca w kenijskiej służbie zdrowia - jak wspomina Dawid - wiąże się z trudnościami, jakich nie napotkamy w Polsce.
- W całym szpitalu nie było odpowiedniego pomieszczenia do przeprowadzania reanimacji i monitorowania pacjenta znajdującego się w ciężkim stanie. To zadanie zaczęło spełniać przygotowane przez nas ambulatorium. Z reguły tam łóżka pacjentów z reguły nie mają kółek. Gdyby ktoś potrzebował szybkiej interwencji, nie było możliwości aby go przenieść do ambulatorium. Postanowiliśmy więc przygotować specjalny wózek reanimacyjny. Użyliśmy na początek zwykłego wózka kuchennego, na którym ustawiliśmy defibrylator, maski i worki do wentylacji pacjenta, zestawy do intubacji, potrzebne leki. Problemem był jedynie brak szuflad na te wszystkie rzeczy. Pojechaliśmy zatem do warsztatu, który mógłby takie wykonać, ale pan za zrobienie kilku szuflad zażyczył sobie 700 dolarów! Ogromna suma pieniędzy, na którą nie mogliśmy sobie pozwolić!
W pamięci i w sercach Moniki i Dawida pozostanie wiele wspomnień z Afryki. - Kenia to przepiękny kraj z zachwycającą przyrodą i ludźmi jednocześni tak innymi, a jednocześnie podobnymi do nas - zaznacza Dawid. - Byliśmy tam w okresie wyborów prezydenckich, po ich rozstrzygnięciu sytuacja w kraju nieco się skomplikowała i wybuchły demonstracje. Rodzice i przyjaciele bali się o nas, bo polskie serwisy informacyjne na bieżąco mówiły o kolejnych ofiarach zamieszek. W trakcie ich trwania, głównie w Nairobi, stolicy kraju, zginęło ponad 20 osób. Ogromne kontrasty… Jadąc samochodem przez Nairobi, oglądaliśmy przez okno bogate, zadbane miasto, dobrze ubranych mieszkańców po jednej stronie, a spoglądając w przeciwnym kierunku, widzieliśmy rozpadające się domki, ubogich ludzi pędzących bydło.
Średnia wieku Kenijczyków to 18 lat. Wolontariusze zaznaczają, że w kraju zauważalny jest problem niechcianych ciąż wśród nastolatek. - Podczas naszego pobytu została przyniesiona do szpitala jednodniowa, śliczna dziewczynka porzucona na polu herbaty. Tak bardzo przykro było patrzeć na to maleństwo, wiedząc, że została sama na tym świecie, że nie może zostać przytulona przez kogoś, kto ją kocha - mówi Dawid.
- Choć wróciliśmy do Polski, mamy nadzieję, że praca, którą wykonaliśmy na Czarnym Lądzie, powiększy liczbę medycznych „happy endów” - podsumowuje Monika.