Przed elbląskim seminarium po raz pierwszy zasadzono żonkile.
W ubiegłym roku klerycy Wyższego Seminarium Duchownego w Elblągu po raz pierwszy wzięli udział w kweście w ramach Pól Nadziei.
- To jest bardzo ważna akcja. O Polach Nadziei wiele się mówi, rozpropagował je też m.in. ks. Jan Kaczkowski, który był dyrektorem puckiego hospicjum. Pieniądze ze sprzedaży kwiatów przeznaczane są właśnie na prowadzenie tych miejsc - tłumaczy kl. Damian Sikorski.
W przyszłym roku wiosną żonkile zakwitną także przy seminarium. 450 cebulek tych kwiatów zasadzono przy głównym wejściu do budynku w poniedziałek 23 października.
Kleryckie koła wolontariatu hospicyjnego w elbląskim seminarium działa od lat. Obecnie należy do niego 8 alumnów. W poniedziałek, czwartek, a także w niedzielę odwiedzają pacjentów Hospicjum Elbląskiego im. dr Aleksandry Gabrysiak.
- Posługujemy w aspekcie duchowym. Towarzyszymy pacjentom, rozmawiamy, a przede wszystkim słuchamy ich. Dla chorych ważna jest obecność drugiego człowieka, który go wysłucha. Także modlimy się wspólnie - mówi kl. Damian.
W wolontariat hospicyjny włączyć się może każdy kleryk, który czuje, że podoła temu zadaniu. Swoją posługę rozpoczyna od ukończenia kursu na wolontariusza hospicjum. Kursanci dowiadują się, na czym polega opieka paliatywna. Poznają także aspekt psychologiczny i duchowy posługi. Uczestniczą w warsztatach prowadzonych przez księdza.
- To jest duszpasterstwo, które uczy szacunku do człowieka i miłości do niego. W hospicjum spotykamy ludzi, którzy bardzo często są na ostatnim etapie swojego życia. Niektórzy są wierzący, inni właśnie w hospicjum spotykają Pana Boga - mówi dk. Łukasz Sołtysiak. - W obliczu śmierci człowiek podejmuje refleksję nad swoim życiem. Podejmuje wysiłek spotkania się z Bogiem.
Są także osoby, które nie radzą sobie z tym, co je spotkało, co przeżywają. Najczęściej dla tych chorych jeszcze kilka miesięcy wcześniej sensem życia były rodzina, praca, rzeczy materialne. Po usłyszeniu diagnozy to wszystko traci sens. Jeśli w tym momencie nie odnajdą Pana Boga, w obliczu śmierci nie radzą sobie.
- Najbardziej wzruszający moment w hospicjum przeżyłem, kiedy chodziłem do chorych z Komunią św. Wchodziłem także do sal, gdzie były osoby, z którymi nie było kontaktu. Modliłem się nad nimi. W jednej z sal była już bardzo słaba kobieta. Była też jej rodzina. Wspólnie się modliliśmy. Kiedy wyszedłem, kobieta umarła - opowiada dk. Łukasz.
Dla rodziny zmarłej był to znak, że chora czekała na tę wspólną modlitwę. To pokazało krewnym, jak jest ona ważna.
Po śmierci bliskiego rodzina często wpada w rozpacz, ból. Nie potrafi sobie z tym poradzić. - Kiedyś dla ludzi czymś naturalnym była modlitwa przy osobie w stanie agonalnym. Dziś często nie potrafią się modlić nad umierającym. Więcej - modlitwa nie jest czymś naturalnym w ich życiu. Kiedy medycyna już nie pomaga, a w życiu rodziny umierającego nie ma Boga, pozostaje bezradność.
Więcej o kleryckim kole wolontariatu hospicyjnego w "Gościu Elbląskim" na niedzielę 29 października