Ministrant towarzyszy księdzu także w czasie wizyty duszpasterskiej.
Najczęściej to on puka do drzwi mieszkania, kilka minut przed przyjściem księdza, i go zapowiada. W niektórych parafiach tradycją jest, że wchodzi do domu razem z księdzem. Wspólnie z nim śpiewa kolędę, modli się, a kiedy rozpoczyna się rozmowa z domownikami, wychodzi do innego pokoju.
Kolęda dla ministranta to czas niezliczonych przygód, tych śmiesznych i trochę bardziej poważnych. Kacper z parafii Miłosierdzia Bożego w Kwidzynie przyznał, że po kilkunastu latach trudno wybrać tę najoryginalniejszą. Najczęstsze jednak - jak ocenia - są te ze zwierzętami w tle.
- Kilka lat temu zapowiadaliśmy kolędy w domkach jednorodzinnych. Zadzwoniłem przez domofon do jednej rodziny, wpuściła mnie i zapewniła, że czeka na księdza. Powiedziałem, że muszę iść i zapowiedzieć kolędę w następnym domu. Wyszedłem na zewnątrz, jednak zanim znalazłem się za bramą, państwo wypuścili psa. Doskoczył do mnie i zaczął mnie gryźć. Z bólu krzyczałem, usłyszał to jego właściciel. Wyszedł z domu, bo zorientował się, że coś jest nie tak - przypomina Kacper.
Zupełnie inną historię opowiada Piotr z parafii św. Jana Chrzciciela w Zielonce Pasłęckiej. Przed wyjściem na kolędę uczestniczył w Mszy św. Po Eucharystii ks. Piotr Molenda, który wówczas był proboszczem w tej parafii, powiedział mu, że mógłby zostać księdzem.
- Chwilę o tym rozmawialiśmy. Tego samego dnia w jednym z domów ktoś także doradził mi, żebym wybrał dobrą drogę i poszedł za głosem serca. Później byliśmy w moim rodzinnym domu. Pod koniec rozmowy babcia powtórzyła, że mógłbym zostać księdzem. Z ks. Piotrem zaczęliśmy się śmiać i ksiądz powiedział, że to musi być znak z Góry, bo to nie jego sprawka, że ludzie akurat do mnie mówią takie rzeczy - opowiada.
Ministrantom z wiejskich parafii trudno wskazać sytuację, w której ktoś np. zamknął przed nimi drzwi. Mieszkańcy miejscowości znają się, trudno o jakiekolwiek zaskoczenie. Znacznie więcej niespodziewanych sytuacji jest w parafiach miejskich.
Czasami ludzie chcą być bardzo mili, jednak swoim pytaniem zdradzają, że żyją bardzo daleko od Kościoła. Tak było w czasie wizyty, kiedy padło pytanie: "Jak żyje ksiądz proboszcz X?".
W odpowiedzi usłyszeli, że proboszcz jest już inny, bo ten, o którego pytają, zmarł 8 lat temu.