Wizyta księdza, który chodzi po kolędzie, z zasady jest krótka, trwa kilkanaście minut. Ale przecież dłuższa nie musi być, bo to nie jest spotkanie towarzyskie, ale czas wspólnej modlitwy.
Rodziny czekają na kolędę. Mają przygotowany stół, wszyscy domownicy modlą się. Widać, że cieszą się z tego spotkania, możemy wspólnie umocnić się w wierze – mówi ks. Antoni Myjak, proboszcz parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Starym Dzierzgoniu. Ksiądz proboszcz nie ukrywa, że staje czasem przed domami, których drzwi są otwarte, ale słyszy: „Proszę bardzo. W domu jest matka, niech ksiądz do niej idzie”. W naszej diecezji nie brakuje także domów, których mieszkańcy czekają na kapłana, ale nie w komplecie. – Rodziny są rozbite przez migrację zarobkową. Wielu moich parafian pracuje za granicą – tłumaczy ks. Jerzy Młocicki, proboszcz parafii św. Barbary w Krzyżanowie. – Te rodziny są trochę pokaleczone. Spotykają się tylko w czasie świąt, większych rodzinnych uroczystości... Gdy jedna osoba pracuje za granicą, rodzinie w kraju finansowo wiedzie się znacznie lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Jednak za lepszy status społeczny trzeba zapłacić często wysoką cenę. – Dziś kondycja duchowa rodziny jest dużo gorsza niż kiedyś, gdy wszyscy mieszkali razem – mąż, żona i dzieci – ocenia ks. Jerzy. Więcej o wizytach duszpasterskich w naszej diecezji na s. III ►►
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.