– W pewnym momencie okazało się, że koleżanka nie daje rady. Zacząłem więc ją ciągnąć, prowadząc pod rękę. W drodze padałem z bólu i wycieńczenia. Nie wiem, jak to się stało, ale doszliśmy do celu – wspomina Jarosław.
Ekstremalna od zawsze była dla mnie dziwactwem wymyślonym przez ludzi Kościoła. Nie rozumiałem celu takiej pobożności, ale szanowałem przez wzgląd na tych, którzy podejmowali ten trud. Uważałem, że jest to całkowicie niepotrzebne narażanie się na nocne spotkanie z dziczą – wspomina Jarosław, uczestnik zeszłorocznej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej?
Wykup dostęp do całego materiału. Cena 1,23 zł.
Wykupuję
Zaloguj się i czytaj nawet 10 tekstów za darmo.
Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się